Cztery polskie drużyny pokonały swoich rywali w drugich rundach eliminacji Ligi Mistrzów, Ligi Konferencji i Ligi Europy. Jak się zaprezentowały i z kim teraz się zmierzą? Analizujemy!
Formalność Lecha Poznań
Lech Poznań zrobił to co zrobić należało, czyli wygrał swoje spotkanie. Na zaciągniętym hamulcu i bez presji, ale można było sobie na to pozwolić. Kolejorz zwyciężył w pierwszym meczu u siebie z Breiðablik aż 7:1, a z Islandii wyleciał ze skromną, lecz cenną wygraną 1:0.

W 17. minucie spotkania gospodarze wyszli z ciekawym kontratakiem. Aron Bjarnason otrzymał długą piłkę na prawym skrzydle boiska. Zszedł do środka, przedryblował obrońcę i strzałem prawą nogą próbował zaskoczyć bramkarza Lecha. Niewiele brakowało, gdyż futbolówka po tym uderzeniu odbiła się od słupka.
Zanim minęło pierwsze pół godziny spotkania, ekipa z Poznania wyszła na prowadzenie. Jeden z obrońców drużyny Breiðablik po otrzymaniu piłki od swojego bramkarza stracił piłkę na swoim polu karnym. Drugi z defensorów próbował jeszcze ją wybić, jednak trafił w Filipa Szymczaka. Polak dograł spod końcowej linii do Mikaela Ishaka, a Szwed z najbliższej odległości wbił futbolówkę do siatki.

Na początku drugiej połowy Lech miał szansę na kolejnego gola. Piłka wrzucona przez Luisa Palmę z lewego skrzydła trafiła w słupek. W polu karnym był Bryan Fiabema, lecz nie dał rady dojść do tego dośrodkowania.
Zespół gospodarzy stworzył sobie kilka sytuacji, jednak ich finalizacje były nieudolne. Widać było dużą różnicę klas między dwiema drużynami.
Nie najlepszy początek Legii
Rewanżowe starcie Legii Warszawa z Baníkiem Ostrava dostarczyło niezapomnianych emocji! Oba zespoły wykazały się ogromnym zaangażowaniem i determinacją.
Już w 6. minucie zespół ze stolicy Polski zdobył bramkę. Akcję wykończył — będący ostatnio w świetnej formie — Jean-Pierre Nsame. Jednak sędzia liniowy podniósł chorągiewkę i gol nie został uznany.
Po kwadransie gry drużyna czeska wyszła na prowadzenie. David Buchta oddał strzał zza pola karnego, jednak nie był on na tyle mocny, aby zagrozić bramkarzowi. Piłkę przejął natomiast Erik Prekop, który obrócił się z nią i mocno uderzył lewą nogą w środek bramki. Można było zapobiec tej bramce i przerwać atak, lecz Legia była zbyt statyczna i mało dynamiczna.

Odrobienie strat i euforia w końcówce
W 28. minucie „Wojskowi” byli naprawdę blisko wyrównania. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłka przeleciała nad bramkarzem i trafiła do Rafała Augustyniaka. 31-latek uderzył futbolówkę, jednak obrońca drużyny z Czech wybił ją… z linii bramkowej.
Na pięć minut przed końcem pierwszej połowy Nsame strzelił drugiego gola i co ciekawe… kolejny raz nie został on uznany. Po dośrodkowaniu z prawej strony Pawła Wszołka okazało się, że prawy obrońca Legii był na minimalnym spalonym.
W 54. minucie spotkania warszawska drużyna w końcu doprowadziła do remisu. Tym razem wszystko odbyło się zgodnie z przepisami. Bartosz Kapustka przebiegł z piłką kilka metrów w środku boiska i zagrał ją precyzyjnie między dwóch obrońców do Nsame. Kameruńczyk — podobnie jak w poprzednich sytuacjach — z wielkim spokojem wykończył akcję precyzyjnym uderzeniem z lewej nogi. Napastnik został nagrodzony za swój upór. Mimo nieuznanych goli dalej próbował i to się opłaciło.

Dwadzieścia minut po bramce na wagę remisu, gospodarze prowadzili przy Łazienkowskiej już 2:1! Kapuadi zagrał górną piłkę z połowy boiska do Bichakhchyana. Ormianin ładnie zgrał do Morishity, który wbiegł w tempo w pole karne, wyminął golkipera i uderzył z ostrego kąta. Defensor gości próbował interweniować, lecz wbił futbolówkę do własnej bramki. Legia zagrała tę akcję w sposób przemyślany, a także zorganizowany. Przyjemnie się patrzy na odmienioną drużynę ze stolicy.
W 86. minucie Paweł Wszołek sfaulował Erika Prekopa na polu karnym i sędzia podyktował jedenastkę. Były pewnie wątpliwości co do tego karnego, lecz po analizie VAR decyzja została podtrzymana. David Buchta ruszył do piłki… i trafił w słupek! Gospodarze mogli mówić tutaj o niebywałym szczęściu. Nie wiadomo jak potoczyłby się ten mecz, gdyby w regulaminowym czasie był remis i doszłoby do dogrywki. Bez wątpienia jednak te elementy spotkań rządzą się swoimi prawami!

Jagiellonia triumfuje na własnym stadionie
Jagiellonia Białystok po zwycięstwie w ostatniej minucie 2:1 na wyjeździe z ekipą FK Novi Pazar, tym razem u siebie wygrała 3:1.

W pierwszej połowie sytuacje tworzyła sobie głównie Jaga. Kilkoma dobrymi interwencjami popisał się bramkarz gości — Željko Samčović.
W 50. minucie spotkania gospodarze wyszli na prowadzenie. Złe podanie zawodnika ekipy serbskiej wykorzystał Dawid Drachal, który świetnie przejął piłkę. Po przebiegnięciu kilkunastu metrów rozegrał na prawą stronę do Jesúsa Imaza. Niezawodny hiszpan zagrał futbolówkę na pole karne do Afimico Pululu, a ten precyzyjnie wykończył akcję. Szybki, a co najważniejsze skuteczny kontratak białostoczan.

Niewiele ponad dwadzieścia minut później na tablicy świetlnej widniał wynik 2:0. Dawid Drachal wbiegł w pole karne po otrzymaniu podania. Pierwszy raz obrońca gości skutecznie zainterweniował wślizgiem, lecz za drugim razem sfaulował Polaka. Jedenastkę na bramkę zamienił 26-letni Angolczyk. Rozgrywki Ligi Konferencji można śmiało nazwać „Afimico Pululu League”.
W 84. minucie ładną, kombinacyjną akcję przeprowadzili goście z Serbii. Po wymienieniu kilku podań na polu karnym strzał oddał Adem Ljajić, a po odbiciu piłki przez Abramowicza do pustej bramki dobił ją Abdulsamed Abdullahi.
Jednak nie był to koniec popisów strzeleckich obydwu drużyn. W czwartej minucie doliczonego czasu gry Taras Romanczuk zdobył bramkę z rzutu rożnego. Po dośrodkowaniu Wdowika piłka odbiła się od jednego z obrońców przyjezdnych, a 33-latek obrócił się i przytomnie skierował futbolówkę do siatki. Było to przypieczętowanie solidnego dwumeczu.

Pewne zwycięstwo Rakowa na Słowacji
Raków Częstochowa po zwycięstwie 3:0 u siebie z zespołem MŠK Žilina mógł czuć się pewnie w kontekście rewanżu. Jednak początek spotkania wyjazdowego wprowadził trochę niepotrzebnego niepokoju wśród zawodników Marka Papszuna.
W 13. minucie Patryk Makuch stracił piłkę na trzydziestym piątym metrze i gospodarze wyszli z akcją. Dorzuconą futbolówkę w pole karne głową odbił Stratos Svarnas, lecz ta spadła wprost na nogę Dávida Ďuriša. Słowak pięknym strzałem z woleja pokonał Kacpra Trelowskiego. Zatem był to sygnał dla drużyny z Częstochowy, że należy w tym spotkaniu zachować czujność.

Po pół godziny gry powinno być 2:0 dla Žiliny. Po dośrodkowaniu z prawej strony boiska i strzale głową zawodnika gospodarzy Kacper Trelowski popisał się znakomitą instynktowną interwencją.
Jednak niespodziewanie siedem minut później szczęście uśmiechnęło się do piłkarzy z Częstochowy. Po górnym zagraniu na kilkadziesiąt metrów golkiper słowackiej ekipy wyszedł z bramki na dwudziesty metr. Bramkarz zaczął po chwili się wycofywać, lecz piłkę już wtedy przy nodze miał Patryk Makuch. Polak zdobył gola, który miał kluczowe znaczenie w kontekście tej rywalizacji.

Druga bramka dla Rakowa padła pięć minut po rozpoczęciu drugiej połowy. Świetnym rajdem przez całą połowę boiska popisał się Karol Struski. Oddał strzał w pełnym biegu, uderzenie odbił Ľubomír Belko, jednak wobec dobitki Jonatana Brauta Brunesa był już bezradny. Zatem w tym momencie goście mogli być już niemal pewni awansu do następnej rundy.
W 72. minucie drużyna z Częstochowy pogrążyła ekipę ze Słowacji. Świetną dwójkową akcję na polu karnym przeprowadził Leonardo Rocha i Lamine Diaby-Fadiga i to właśnie Francuz mierzonym uderzeniem lewą nogą zmieścił piłkę przy słupku bramki.

Žilina miała jeszcze kilka okazji, ale Kacper Trelowski był tego dnia dobrze dysponowany i zapobiegł utracie drugiej bramki.
Z kim teraz zmierzą się nasze drużyny?
Miło jest patrzeć na to, że wszystkie polskie drużyny, jakie biorą udział w europejskich pucharach, dotarły tak daleko. W 3. rundzie eliminacji Ligi Mistrzów Lech Poznań zmierzy się z Crveną Zvezdą. Kolejnym rywalem Legii Warszawa w Lidze Europy będzie cypryjski AEK Larnaka. Natomiast w Lidze konferencji Jagiellonia podejmie Silkeborg IF, a Raków będzie próbował pokonać ekipę Maccabi Haifa.
W teorii najmniejsze szanse na awans ma Lech, a reszta drużyn powinna sobie poradzić z przeciwnikami tej klasy. Aczkolwiek futbol jest na tyle nieprzewidywalny, że równie dobrze sytuacja może się odwrócić. Bez wątpienia za to właśnie kochamy piłkę nożną!