fot. Mateusz Kostrzewa | legia.com

Trzy polskie drużyny w europejskich pucharach — Legia Warszawa, Jagiellonia Białystok i Raków Częstochowa chciały pójść w ślady Lecha Poznań i już po pierwszym meczu mieć spokojną głowę przed meczem rewanżowym. Kto przybliżył się do awansu do następnej rundy? Analizujemy ostatnie spotkania naszych zespołów.

Trudny początek Legii w Czechach

Legia Warszawa w drugiej rundzie eliminacji do Ligi Europy podejmowała na wyjeździe Baníka Ostrava. Czesi od samego początku chcieli pokazać, że będą bardzo trudnym przeciwnikiem. Już po dwudziestu trzech sekundach Erik Prekop wykorzystał zamieszanie w polu karnym, minął kilku piłkarzy Legii i z ostrego kąta próbował lobem zaskoczyć Kacpra Tobiasza. Na szczęście trafił jednak w poprzeczkę.

W 13. minucie Baník dopiął swego i zdobył bramkę na 1:0. Zawodnicy z Czech rozpracowali obronę drużyny ze stolicy Polski, przeprowadzając piękną akcję. Filip Kubala zagrał precyzyjnie między dwóch defensorów do Matěja Šína. 21-latek nawinął sobie Rafała Augustyniaka prawą nogą, a następnie lewą umieścił piłkę w siatce. Ta akcja drużyny czeskiej nie zwiastowała nic dobrego dla Legii. Obnażyła problemy, jakie od początku tego spotkania mieli podopeczni Edwarda Iordănescu.

Doprowadzenie do remisu i strata kolejnej bramki

Jednak w 32. minucie Legia doprowadziła do wyrównania. Pięknym górnym podaniem za linię obrony do Pawła Wszołka popisał się Augustyniak. Prawy obrońca wycofał piłkę na skraj pola karnego do Bartosza Kapustki, a były zawodnik Leicester City uderzył bez zastanowienia. Futbolówkę jeszcze rękoma dotknął bramkarz gospodarzy, lecz nie zdołał jej odbić na bok. Strzał nie był zbyt mocny, a także skierowany był w środek bramki. Jednak Dominik Holec był zasłonięty przez swoich obrońców i nie widział piłki, aż do ostatniego momentu, w którym było już za późno na skuteczną interwencję.

Przez ostatnie trzynaście minut pierwszej połowy to Legioniści mieli więcej z gry. W 44. minucie mieli nawet dogodną sytuację do strzelenia bramki. Po akcji Ryoyi Morishity na lewym skrzydle i precyzyjnym dośrodkowaniu akcję zamykał Kacper Chodyna. Niestety skrzydłowy polskiej drużyny z najbliższej odległości… przeniósł piłkę nad bramką. Jednak usprawiedliwieniem może być fakt, że tuż przed uderzeniem futbolówka skozłowała, co utrudniło odpowiednie jej trafienie.

fot. Mateusz Kostrzewa | legia.com

Później do głosu doszli zawodnicy Baníka. Dziewięć minut po rozpoczęciu drugiej połowy David Buchta trafił w słupek. W 65. minucie po fatalnym błędzie Juergena Elitima bramkę zdobył Michal Frydrych. Kolumbijczyk po otrzymaniu piłki próbował ją podać do partnera, lecz trafił w Matěja Šína. Po tym odbiciu futbolówka znalazła się pod nogami Frydrycha, a ten wykończył akcję precyzyjnym strzałem zza pola karnego.

Rezerwowy na ratunek Legii

Po stracie bramki zawodnicy Legii konsekwentnie dążyli do wyrównania, stwarzając sobie kilka okazji bramkowych. W 88. minucie rezerwowy napastnik Jean-Pierre Nsamé doskonale odnalazł się w polu karnym i strzałem głową skierował piłkę do bramki, ustalając wynik spotkania na 2:2. Akcja rozpoczęła się od innego zawodnika, który pojawił się na placu gry w drugiej połowie. Petar Stojanović precyzyjnie dograł na lewą stronę pola karnego do Juergena Elitima, a ten zrehabilitował się za swój błąd przy bramce na 1:2 i dośrodkował wprost na głowę reprezentanta Kamerunu.

fot. Mateusz Kostrzewa | legia.com

Był to z pewnością trudny mecz dla Legii. Ten strzelony gol w końcówce może być decydujący w kontekście tego dwumeczu. Co prawda zasada bramek na wyjeździe już nie obowiązuje, lecz remisowy rezultat przed rewanżem na swoim stadionie stawia ekipę z Warszawy w korzystniejszym położeniu.

Zwycięstwo Jagiellonii na Bałkanach

Trzecia ekipa poprzedniego sezonu Ekstraklasy pierwszy mecz w drugiej rundzie eliminacji Ligi Konferencji rozegrała na wyjeździe. Ich rywalem był serbski FK Novi Pazar.

Podopieczni Adriana Siemieńca znakomicie weszli w to spotkanie. Jesús Imaz otrzymał piłkę na dwudziestym piątym metrze. Podprowadził sobie futbolówkę, później zagrał ją między dwóch obrońców do nowo sprowadzonego Dimitrisa Rallisa. Grek znalazł się na linii jedenastego metra i mocnym strzałem „pod ladę” otworzył wynik tego spotkania już po ośmiu minutach.

Po kwadransie gry ekipa z Białegostoku miała znakomitą okazję do podwyższenia wyniku. Norbert Wojtuszek dośrodkował piłkę ze skraju pola karnego wprost na głowę Rallisa. 20-latek jednak w tej sytuacji koncertowo zmarnował stuprocentową szansę, strzelając prosto w bramkarza.

Znane powiedzenie mówiące o tym, że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić, w tym przypadku potwierdziło się idealnie. W 19. minucie gospodarze przeprowadzili świetną akcję. Fenomenalną asystą popisał się Bob Murphy Omoregbe. Podanie z prawego skrzydła do środka, przeszywające całą linię obrony wykorzystał Ejike Opara.

Później dwie ekipy na zmianę tworzyły sobie sytuacje bramkowe. Najgroźniejszą okazję w 50. minucie mieli gospodarze. Bardzo aktywny w tym spotkaniu Omoregbe przebiegł spory dystans prawym skrzydłem i zagrał piłkę na środek pola karnego. Jednak dwóch zawodników gospodarzy minęło się z piłką i na szczęście dla Jagiellonii z tej akcji nie padła bramka.

W 95. minucie zwycięstwo 2:1 gościom zapewnił Afimico Pululu, który w tym spotkaniu wszedł z ławki rezerwowych za Rallisa. Angolczyk rozegrał w polu karnym piękną dwójkową akcję z Imazem i wykończył podanie hiszpana uderzeniem lewą nogą.

fot. Robert Stępkowski

Bez wątpienia decyzja o posadzeniu na ławce rezerwowych kluczowego zawodnika drużyny była zaskoczeniem. Jednak Adrian Siemieniec przyznał, że była to zmiana czysto taktyczna i Rallis zasłużył na to, aby wyjść w pierwszym składzie. W efekcie tych dwóch napastników zdobyło bramki. Grek udźwignął ciężar bycia podstawowym zawodnikiem, a Pululu wywiązał się ze swojego zadania po wejściu na murawę.

Zacięta pierwsza połowa w Częstochowie

Raków Częstochowa to kolejna drużyna, która ma szanse na europejskie puchary w tym sezonie. Zmierzyła się ze słowacką ekipą MŠK Žilina na etapie — podobnie jak Jagiellonia — drugiej rundy eliminacji Ligi Konferencji. Pierwsze spotkanie odbyło się w Polsce.

Na samym początku goście postraszyli ekipę Marka Papszuna wyprowadzając groźny atak. Po dośrodkowaniu z lewej strony zawodnik ekipy przyjezdnych przeniósł piłkę nad poprzeczką.

W 35. minucie ciekawą i dynamiczną akcję przeprowadziły Medaliki. Stratos Svarnas rozpoczął atak, biegnąc z piłką środkiem pola. Odegrał do Oskara Repki, a nowy nabytek Rakowa przyjął piłkę i zostawił ją Brunesowi. Norweg podał do wybiegającego na skrzydło Frana Tudora, a ten dorzucił futbolówkę na pole karne, jednak zawodnicy znajdujący się w polu karnym nie zdołali dobiec do tego podania.

Minutę później Žilina miała dogodną sytuację do strzelenia bramki. Błąd popełnili w tej sytuacji zawodnicy Rakowa. Najpierw Tudor nie zdołał przechwycić podania prostopadłego, a następnie Arsenić dał się łatwo wyminąć Dávidowi Ďurišowi. Słowak na szczęście piłkarzy z Częstochowy również zachował się źle, ponieważ zamiast zagrywać do swojego kolegi na polu karnym, mógł pokusić się o strzał. Zwłaszcza że podanie wykonał zbyt wolno i za późno. Był to znak ostrzegawczy dla ekipy Rakowa i sygnał, że nie można ani na chwilę stracić koncentracji.

Zamknięcie meczu w drugiej odsłonie

Już trzy minuty po rozpoczęciu drugiej połowy gospodarze wyszli na prowadzenie. Zamieszanie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego wykorzystał Oskar Repka i wpakował piłkę do bramki z najbliższej odległości. 26-latek bardzo dobrze wkomponował się w drużynę i z pewnością będzie jednym z liderów ekipy Marka Papszuna.

fot. Jakub Ziemianin | rakow.com

W 58. minucie spotkania było już 2:0 dla Rakowa. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego i zgraniu piłki przez jednego z graczy gospodarzy Repka uderzył futbolówkę, a ta trafiła w rękę zawodnika przyjezdnych. Wobec tego sędzia odgwizdał rzut karny. Z jedenastego metra pewnie uderzył Jonatan Braut Brunes i dał dwubramkowe prowadzenie ekipie z Częstochowy. Norweski napastnik najwidoczniej podczas wakacji uczył się jak strzelać rzuty karne od swojego kuzyna Erlinga Haalanda.

Ostatnie pół godziny meczu gospodarze grali z przewagą jednego zawodnika. W 63. minucie Ján Minárik sfaulował Patryka Makucha, za co otrzymał drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę. W takiej sytuacji było już niemal pewne, że częstochowianie tego meczu nie przegrają.

Dziewięć minut po wykluczeniu piłkarza Žiliny dzieła zniszczenia dokonał Lamine Diaby-Fadiga. Chwilę po wejściu na boisko Francuz otrzymał podanie przed polem karnym od Frana Tudora. Wszedł w drybling z defensorem gości i sprytnym strzałem z lewej nogi po ziemi pokonał bramkarza. Było już 3:0, więc goście nie mieli już żadnych szans na pozytywny rezultat.

fot. Jakub Ziemianin | rakow.com

Pod koniec meczu Raków miał szansę na podwyższenie rezultatu. Po dośrodkowaniu z prawej strony piłkę głową uderzył Jesus Diaz, ale trafił w słupek. Było to bardzo dobre spotkanie Medalików, w którym wypunktowali wszystkie słabe strony rywala.

Podsumowanie

Patrząc na wynik, największe szanse na przejście do kolejnej rundy ma Raków Częstochowa. Nie oznacza to jednak, że Legia i Jagiellonia ich nie mają. Ważne jest to, że żaden zespół nie poniósł porażki, a dwa z nich wygrały swoje spotkania. Jeśli chodzi o polskie drużyny, możemy się spodziewać tak naprawdę wszystkiego. Właśnie za tę nieprzewidywalność uwielbiamy oglądać nasze ekipy w Europie.

Wspieraj nas - udostępnij!

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *