fot. Tomasz Kłuczyński | PolskaGola.Info

Sprawdzamy, jak radzą sobie nowi napastnicy polskich pucharowiczów!

Letnie okno transferowe w Ekstraklasie obfitowało w pieniężne, jakościowe i ilościowe rekordy. Suma transferów przychodzących do polskiej ligi wyniosła niemalże 41 milionów euro, a odchodzących 2 miliony mniej. Taki obraz odzwierciedla wzrost poziomu ligi zarówno wewnętrznie, jak i w europejskich pucharach. Głośne powroty reprezentantów Polski czy transfery młodych, wschodzących gwiazd to tylko wierzchołek góry transakcyjnej, jaką nasze kluby podejmowały w letnim okresie. Przyjrzyjmy się jednak sprowadzonym do ekstraklasowych pucharowiczów napastnikom. Który z nich spełnił oczekiwania kibiców i właścicieli, a który okazał się całkowitym rozczarowaniem?

Afrykańska wtopa czy nieustająca nadzieja?

W letnim okienku transferowym Lech sprowadził jednego napastnika zza granicy. Yannick Agnero miał być naturalnym zmiennikiem lub partnerem dla będącego cały czas „w gazie” Mikhaela Ishaka. Warty 2 miliony snajper z Wybrzeża Kości Słoniowej został sprowadzony za sumę 2,3 miliona euro ze szwedzkiej drużyny Halmstad. Delikatnie na wyrost jest określanie jej jako średniaka Allsvenskan, który zajął 11 miejsce w tabeli w 2025 roku. Sam Agnero również nie błyszczał, strzelając 5 bramek w 19 meczach. Opuścił swój klub w trakcie trwania sezonu, jednak statystyka, jak na napastnika regularnie występującego w pierwszym składzie nie powala. Owszem, nie najlepsza dyspozycja drużyny również nie pomagała w zdobywaniu goli, jednak od tego rodzaju snajpera wymaga się wręcz dobicia do liczby dwucyfrowej, co mu się nie udało…

fot. Tomasz Kłuczyński | PolskaGola.Info

Pomimo przeciętnych liczb, Iworyjczyka broni młody wiek i potencjał. Dla 22-letniego napastnika 2025 rok był pierwszym okresem w karierze, gdy regularnie grywał w pierwszym składzie swojego zespołu. W lidze szwedzkiej znany był przede wszystkim z dużego zaangażowania w pressing, jednak przeciętnej kontroli nad piłką. Praca Yannicka bez piłki mogła przesądzić o transferze do Kolejorza. Po osiągnięciu przewagi w meczu przez Lecha to Iworyjczyk miałby za zadanie wejść w końcówce meczu i, będąc w pełni sił, przycisnąć rywala do samego końca. Wydaje się, iż takie było główne zadanie dla tego perspektywicznego zawodnika.

Pozycja napastnika wiąże się jednak też z obowiązkami strzeleckimi. 10 meczów, 0 goli, 0 asyst, jedna żółta kartka w Lidze Konferencji i jeden występ w podstawowym składzie. W ekstraklasie 15% możliwych do rozegrania minut może wskazywać na słabą dyspozycję, jednak wydaje się, iż gra taktyczna Frederiksena jest dwutorowa. Z jednej strony, może być spowodowana nie najlepszą formą Agnero, z drugiej zawodnik jest cały czas stopniowo wdrażany do zespołu. Kwestią czasu okaże się weryfikacja tego transferu, na razie nie jest ona jednak zbyt pozytywna.

Dwójka zmienników w Rakowie?

Wydawać by się mogło, iż Raków problem napastnika ma rozwiązany. Przyzwoite liczby Jonatana Brunesa przyniosły sukces w postaci wicemistrzostwa Polski w zeszłym sezonie. Teraz Raków pozyskał dwóch nominalnych napastników, którzy prawdopodobnie mieli być jego zmiennikami. Pierwszym z nich został — znany białostockim kibicom — Lamine Diaby-Fadiga. Gwinejczyk był bardzo nieskutecznym napastnikiem w zeszłym sezonie ekstraklasy. Sprowadzenie go przez Marka Papszuna wiązało się ze sporym zaskoczeniem w środowisku.

W przypadku umiejętności niewiele się zmieniło, choć liczby ma już całkiem przyzwoite. Lamine rzadko wychodzi w pierwszym składzie Rakowa, lecz udało mu się już strzelić 7 goli we wszystkich rozgrywkach od początku sezonu. To zaledwie o jedną mniej niż etatowy napastnik Częstochowian. Warto dodać, że osiągnął to dostając dużo mniej czasu na boisku od Norwega. Jako zmiennik prezentuje się więc całkiem dobrze, ale w oczy rzuca się jego ospałość i częste „zasypianie” przy akcjach. Nie jest to snajper z gatunku najlepszych w Ekstraklasie, ale przydaje się jako solidne uzupełnienie składu.

fot. Jakub Ziemianin | rakow.com

Nieco mniej minut zbiera Imad Rondić. Bośniak rozegrał do tej pory zaledwie 9 meczów w barwach Rakowa, nie strzelając ani jednej bramki. To kolejny zawodnik znany z występów w polskiej lidze — w barwach Widzewa Łódź. Rondić to atakujący, który ma dobrze wypracowane ustawianie się i wykończenie, brakuje mu jednak dostatecznej kontroli nad piłką. Papszun chciał prawdopodobnie postawić na tzw. dobijaka, czyli snajpera, który jest gwarantem wykorzystywania stuprocentowych sytuacji. Na razie nie miał okazji udowodnić swojej wartości. Co prawda rozpoczyna mecze w pierwszym składzie dość regularnie, jednak żaden z nich nie był godny wyróżnienia. Brakuje przede wszystkim bramek, czego oczekuje się od tego rodzaju napastnika. Tutaj również Raków popełnia błąd — nie posiadając nikogo dynamicznego w linii ataku, na tyle, aby mógł wejść w pojedynek z obrońcami. Dwa nowe nabytki wydają się zmiennikami o charakterze podobnym do Jonatana Brunesa.

Jagiellonia odważnie stawia na młodych

Duma Podlasia również sprowadziła do swojego zespołu dwóch nominalnych napastników. Warto dodać, dwóch bardzo młodych. Pierwszym z nim jest Grek Dimitris Rallis, dla którego to dopiero drugi sezon w seniorskiej karierze. Wychowanek Heerenveen został również sprowadzony z tego holenderskiego klubu za 200 tysięcy euro. Wyróżnia się przede wszystkim wzrostem, co ma mieć przełożenie na wykańczanie dośrodkowań i skuteczną walkę o pozycję. To również typ napastnika, który nie strzela dużo goli, choć jego atutem jest pozycjonowanie na boisku. Na razie zbiera pojedyncze minuty dla Jagiellonii i stopniowo jest wprowadzany do zespołu, dla którego strzelił cztery bramki. Ostrożności nigdy za wiele, jednak zawodnikowi temu należy dać czas, ze względu na drzemiący w nim snajperski potencjał, który może być wykorzystany w niedalekiej przyszłości. Jest to przede wszystkim perspektywiczna inwestycja Jagiellonii.

fot. Mirosław Koszyk | PolskaGola.Info

Drugim z nabytków jest Yousuff Sylla — młody napastnik, który w zeszłym sezonie… nie strzelił ani jednego gola. Kolejny zawodnik o świetnych predyspozycjach do walki fizycznej zarówno w powietrzu, jak i na ziemi. Profil niemal identyczny jak Rallisa, szczególnie w pozycjonowaniu na boisku, a także preferencjach prawonożnych. Na razie jednak łapie za mało minut w pierwszej drużynie, aby rzetelnie ocenić jego rozwój. Dotychczas spędził na ekstraklasowych boiskach jedynie 73 minuty, strzelając jedną bramkę. Zawodnik stosunkowo tajemniczy, ale z potencjałem podobnym do Greka. Potrzebuje czasu, treningu i oswojenia z drużyną. W przypadku sukcesu jest to również świetna inwestycja nawet na długie lata.

W stolicy wielkie rozczarowanie

Legia Warszawa sprowadziła dwójkę napastników, w sposób… dość kontrowersyjny. Jednym z nich jest Mileta Rajović, którego kulisy transferu podawały w wątpliwość przepłacanie stołecznego zespołu za swoich zawodników. Plotki o 3 milionach wydanych na duńskiego snajpera okazały się jednak nie do końca prawdziwe, choć mogą mieć pokrycie w przypadku indywidualnych sukcesów napastnika. Ten rosły snajper wpisuje się idealnie w zastępstwo dla kontuzjowanego Jean Pierra Nsame, przynajmniej w teorii. W praktyce nie jest tak kolorowo, gdyż Rajović ustrzelił do tej pory jedynie 5 bramek, w tym zaledwie jedną z gry. Póki co jest podstawowym napastnikiem Legii, jednak kibice mogą czuć lekki niedosyt spowodowany brakiem realnego wpływu na grę Wojskowych. Jego fizyczność często przeszkadza w budowaniu szybkich akcji, z których słynie stołeczna drużyna. Z każdą niewykorzystaną sytuacją, tęsknota fanów Legii do Nsame nieustannie się powiększa.

fot. Legia Warszawa | legia.com

Antonio Colak to natomiast postać znienawidzona w szeregach Górnika Zabrze. Piłkarz, który na chwilę przed podpisaniem kontraktu ze Ślązakami zrezygnował z tego transferu na rzecz Legii Warszawa. Były reprezentant Chorwacji to osoba z najbardziej imponującym CV pośród wszystkich napastników z tego artykułu. Świadczy o tym jego przeszłość w Glasgow Rangers czy Malmo, lecz w ostatnich latach Chorwat ewidentnie zawodził. W Serie B przez ostatnie dwa sezony strzelił w sumie 4 gole, a w Legii do tej pory ani jednego. Jego charakter boiskowy jest podobny do Rajovicia, jednak dostaje on zdecydowanie mniej szans na regularną grę. W ekstraklasie rozegrał łącznie 30 minut, wchodząc jedynie z ławki rezerwowych. To za mało, aby wyróżnić się czymś szczególnym. W ostatnich dniach dostaje jednak coraz więcej szans ze względu na złą formę swojego duńskiego kolegi z drużyny. Na razie nie udowodnił swojej wartości, a jego dotychczasowa gra nie potwierdza jego doświadczenia ze szkockich i włoskich boisk.

Czy pucharowicze mają się czego obawiać?

I tak, i nie! Z jednej strony zarówno Lech, Raków jak i Jagiellonia posiadały już wcześniej etatowych napastników, którzy udowodnili swą wartość grą w poprzednim sezonie. Eksperymentują z transferami, co nie zawsze może się opłacić, ale daje nadzieję na godne zastępstwa. Problem występuje natomiast w Legii Warszawa, która swojego najlepszego snajpera straciła na cały sezon w wyniku kontuzji. Brak renomowanego napastnika w klubie jest wyraźnie odczuwalny, a atmosferze nie pomaga chaos wewnętrzny. Lech utopił 2 miliony w Agnero, który na razie nie spełnia żadnych oczekiwań. Wygranymi w tym starciu mogą okazać się jednak Jagiellonia i Raków. Obie drużyny podjęły mniejsze ryzyko, sprowadzając napastników za stosunkowo małe pieniądze. Raków z pewnością chce odciążyć Jonatana Brunesa, natomiast Jagiellonia liczy na profit w postaci sprzedaży dwóch potencjalnych snajperskich gwiazd.

Wspieraj nas - udostępnij!

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *