fot. Jakub Wydra | legia.com

Runda jesienna sezonu 2025/2026: Legia Warszawa

Legioniści wchodzili w ten sezon z wielkimi nadziejami — w końcu ostatnie mistrzostwo kraju w Warszawie gościło w 2021 roku. Nadzieje mogły mieć swoje podstawy. Przyszedł nowy trener z papierami na dużą piłkę, a chwilę wcześniej dyrektor sportowy, który już kiedyś z sukcesami pracował w Legii. Od marzeń o krajowym triumfie, po strefę spadkową. Tak można podsumować rundę jesienną Legii. Przeanalizujmy postawę stołecznego klubu bardziej wnikliwie i dosadnie. Należy jednak ostrzec kibiców stołecznego klubu — dla nich nie będzie to przyjemna lektura.

Przygotowania do sezonu 2025/2026

Legioniści przygotowania do trudów nowej kampanii rozpoczęli już 16 czerwca, a tydzień później udali się na zgrupowanie do austriackiego Leogang.

Pierwszy mecz kontrolny odbył się w Warszawie, a zaproszona na sparing Wisła Płock ograła gospodarzy 2:3. Kolejne dwa sparingi miały miejsce już w Austrii. Legia najpierw zremisowała 2:2 z Ludogorcem Razgrad, a później triumfowała 1:0, gdy ich rywalem był czeski FK Jablonec. Po powrocie do Polski drużyna zdała ostatni test – wysoko wygrany (5:1) sparing z drużyną z zaplecza Ekstraklasy, Górnikiem Łęczna.

Mecze rozegrane podczas zgrupowania i pewne zwycięstwo z Górnikiem mogły napawać kibiców względnym optymizmem. Na tamtym etapie drużyna Legii wyglądała jednak zupełnie inaczej — w składzie było jeszcze 4 kluczowych zawodników, którzy odeszli w późniejszej części letniego okna transferowego.

Transfery „na bogato”

Letnie okno transferowe zwiastowało olbrzymie zmiany w klubie. Tytułem wstępu warto podkreślić, że opinia publiczna była mocno usatysfakcjonowana letnim oknem transferowym w wykonaniu Legii. Transfery wyglądały na logiczne, uzasadnione, a w niektórych przypadkach wręcz spektakularne.

fot. Mateusz Kostrzewa | legia.com

Przede wszystkim przyszły zmiany w kwestii szkoleniowca. Po nieprzedłużeniu umowy z ekscentrycznym Portugalczykiem Goncalo Feio przychodził stonowany, stawiający na defensywny futbol Edward Iordanescu. I to właśnie on zdefiniował ruchy transferowe Legii. Choć z marszu było widać w tym sporą niespójność, bo zarówno kibice, jak i zarząd oczekiwali od lat, by ich piłkarze prezentowali na murawie ciekawy dla oka, ofensywny futbol.

Po zakończeniu wypożyczenia Luquinhasa warszawscy kibice byli spragnieni kolejnego technicznego zawodnika, który będzie czarował przy Łazienkowskiej 3. Jednak szkoleniowiec miał trochę inny pomysł na drużynę i postawił na fizycznych „walczaków”. To właśnie za jego namową do klubu przyszli: Petar Stojanović, Arkadiusz Reca, Damian Szymański, Kamil Piątkowski i Mileta Rajović mierzący 196 centymetrów wzrostu. Wyciągnięcie z Watfordu Rajovica musiało robić wrażenie na ligowych rywalach. Wszyscy pamiętamy, jak głośny to był transfer – 3 miliony euro, żarty w Warszawie się skończyły. Idą po mistrzostwo. Komu taka myśl nie przeszła przez głowę? A sprowadzenie z powrotem do Polski Szymańskiego, Recy czy Piątkowskiego? To musiało rozpalać nadzieje i budowało wizję konstruowania naprawdę mocnej kadry pod totalną dominację w lidze.

Fot. Legia Warszawa | legia.com

Z rezerw Sportingu przyszedł Henrique Arreiol, choć jak pokazał czas — stał się trochę „zawodnikiem widmo”. Ściągnięto na zasadzie wypożyczenia Noah Weisshaupta czy Ermala Kasniqiego. Pod koniec okna, wyrwany w ostatniej chwili z testów medycznych w Górniku Zabrze został Antonio Colak. Jednak największym zaskoczeniem był transfer przeprowadzony bez aprobaty trenera — Kacper Urbański. Z całego grona przychodzących ma on zdecydowanie najwyższy poziom wyszkolenia technicznego.

Legia jednak także straciła dużo jakości na transferach wychodzących. Z klubu odeszli Ryoya Morishita (Blackburn), Marc Gual (Rió Ave), Maxi Oyedele (Strasbourg) czy Miguel Alfarela (Aris Saloniki). Odszedł także piłkarz, który powoli zaczynał być filarem obrony warszawskiej drużyny, czyli Janek Ziółkowski.

Sprzedano młodego Jakuba Zielińskiego za 900 tys. euro do Wolfsburga, aby podreperować budżet stołecznego klubu przed startem rozgrywek. Za jeszcze mniejsze kwoty do ligowych rywali oddano Macieja Kikolskiego (Widzew Łódź) czy Ilyę Shkurina (GKS Katowice). Jordan Majchrzak za 150 tys. euro trafił z kolei do rezerw niemieckiego Stuttgardu. Bartłomiej Ciepiela i Michał Kucharczyk bez kwoty odstępnego przeszli do klubów z niższych lig. A wolnym zawodnikiem został z kolei 36-letni Tomas Pekhart, który bez klubu pozostaje po dziś dzień.

Szacunkowo klub zarobił około 17,4 mln euro, a wydał 5,7 mln euro. Mimo to Legia wchodziła w sezon z szeroką i najwięcej wartą kadrą w Ekstraklasie. Jedną z najdroższych kadr w swojej historii. Z końcówką 2025 roku trzeba jednak zadać sobie kluczowe pytanie — czy dokonano dobrych wyborów?

Za krótkie lato dla Legionistów?

Legia zaczęła swój sezon europejską potyczką z kazachskim Aktobe i bezproblemowo wygranym 2:0 dwumeczem. Pomiędzy oboma spotkaniami zawitała jeszcze do Poznania i w Superpucharze pokonała Lecha 2:1 po wyrównanym meczu. Potem przyszedł czas na kolejny wygrany europejski dwumecz z czeskim Banikiem (4:3), a w międzyczasie Legioniści rozpoczęli w końcu sezon ligowy. Pod koniec lipca podopieczni Iordanescu pojechali do Kielc, gdzie przyjmowała ich osłabiona Korona (dwie czerwone kartki w pierwszym meczu sezonu w Płocku). Legia podchodziła do tego meczu jako zdecydowany faworyt i tak go też zakończyła — pewny wynik 0:2 i pierwsze trzy punkty w sezonie.

fot. Janusz Partyka | legia.com

Kolejne spotkanie też miało być lekkie, łatwe i przyjemne — warszawiacy podejmowali przy Łazienkowskiej beniaminka z Gdyni. Jednak mimo widocznej przewagi (63% posiadania piłki i 20 oddanych strzałów) mecz zakończył się wynikiem 0:0. Już na tym etapie sezonu Legia straciła pierwsze punkty.

W połowie sierpnia Legia pojechała na Cypr, by odnieść druzgocącą 4:1 porażkę z AEK Larnaką. W 4. kolejce Ekstraklasy Legioniści mieli lepsze nastroje, gdy zainkasowali komplet punktów, podejmując u siebie GKS Katowice. Choć tu wynik nie był pewny aż do samego końca. Zwycięskie bramki padły dopiero w doliczonym czasie, gdy Jędrzejczyk dał prowadzenie w 90+5. minucie, a Morishita w 90+7. ustanowił wynik na 3:1. 14 sierpnia zespół przygotowywał się do europejskiego rewanżu w Warszawie. Cypryjski zespół został osłabiony czerwoną kartką i finalnie przegrał tę wyjazdową konfrontację 2:1, ale warszawiacy i tak przegrali ten dwumecz (3:5).

Drużyna Iordanescu chciała zrekompensować tę wpadkę swoim kibicom podczas wyjazdu do Płocka. Na dobrych chęciach się zakończyło, świetnie dysponowany beniaminek ograł Legionistów 1:0. Była to dopiero druga porażka Legii w tym sezonie na wszystkich frontach, ale jak się miało okazać później — nie ostatnia. Druga połowa sierpnia była dla warszawiaków słodko-kwaśna. Najpierw awans do Ligi Konferencji po wygranej rywalizacji 5:4 ze szkockim Hibernianem. Później sromotna porażka 2:1 z Cracovią, po słabym meczu w Krakowie. Wówczas poza niezadowalającym wynikiem, ciosem w splot słoneczny była utrata kluczowego strzelca. Jean-Pierre Nsame notujący naprawdę udane wejście w sezon… zerwał więzadła.

Karuzela nastrojów między kolejnymi przerwami na reprezentację

Po wrześniowej przerwie reprezentacyjnej Legia wzmocniona kilkoma transferami (Piątkowski, Urbański, Colak, Weisshaupt) podejmowała u siebie Radomiaka Radom w „meczu przyjaźni”. Na oznaki przyjaźni nie było jednak miejsca na boisku — gospodarze wygrali pewnie 4:1, jedyną bramkę tracąc w ostatniej akcji meczu po rozluźnieniu obrony. Mimo straconej bramki przyszłość zapowiadała się pozytywnie.

fot. Mateusz Kostrzewa | legia.com

Tydzień później warszawiacy pojechali do Częstochowy, gdzie zremisowali 1:1 po mocno kontrowersyjnym sędziowaniu. Jednak obraz meczu pokazywał jedno — mocną dominację gości nad drużyną Marka Papszuna. Podobny przebieg miało spotkanie rozegrane 4 dni później. Tym razem Legia podjęła u siebie Jagiellonię Białystok. Legioniści mimo bezbramkowego, remisowego wyniku wyglądali naprawdę dobrze na tle maszyny Adriana Siemieńca. Białostoczanie między słupkami wystawili diament w postaci Sławomira Abramowicza, który zagrał świetny mecz i nie dał się pokonać.

Kolejny mecz z ligowym potentatem mimo wyniku był najsłabszym z wrześniowych. Legia wygrała u siebie 1:0 z Pogonią Szczecin, ale tylko dzięki karnemu w pierwszych minutach. I ten mecz pokazywał, że maszyna Iordanescu jednak nie zawsze działa, jak należy. A jeszcze przed październikową przerwą na reprezentację Legię czekały dwa mecze: w Lidze Konferencji z tureckim Samsunsporem i wyjazd do lidera Ekstraklasy z Zabrza. Oba mecze potwierdziły obawy po meczu z Pogonią. Legia przegrała pechowo 1:0 mecz z Turkami, ale porażka z Górnikiem nie była już kwestią pecha. Lider zdominował gości i wygrał pewnie 3:1. Bartosz Kapustka, Paweł Wszołek i Kacper Tobiasz pojechali na zgrupowanie reprezentacji Polski w mieszanych nastrojach.

Ostatni miesiąc rumuńskiego przywódcy

Świeżo po meczu reprezentacji Polski na Litwie, warszawiacy pojechali na mecz ligowy do Lubina. Zagłębie wygrało (co nie zdarzało się od wielu lat) z Legią aż 3:1. Mimo przewagi gości w posiadaniu piłki, nawet jedyna bramka na ich korzyść została strzelona przez gracza gospodarzy (gol samobójczy w 53. minucie). Ten mecz rozpoczął haniebną serię Legii bez zwycięstw w lidze, która… trwa do dziś. 23 października drużyna z Warszawy dosyć bohatersko wygrała w Lidze Konferencji z Szachtarem 1:2. Raptem 3 dni później podejmowała u siebie Lecha. I o dziwo zremisowała. Jednak po bardzo słabym i bezbarwnym meczu z obu stron, w którym żadna z drużyn nie zdobyła bramki ani nie zasłużyła na zwycięstwo.

fot. Mateusz Kostrzewa | legia.com

Prawdziwa bomba na Warszawę spadła w środku kolejnego tygodnia. Mecz Pucharu Polski — Legia jako obrońca tytułu i będąc pod ścianą w innych rozgrywkach, miała dużą presję. Ich rywalem była Pogoń Szczecin, która mimo również słabej formy, miała coś do udowodnienia po ostatnim finale. I to właśnie Portowcy wyjeżdżali ze stolicy w dużo lepszych humorach po wygranej 2:1 w 117 minucie. A warszawiacy wypisali się tym samym z rywalizacji w tych rozgrywkach. Po tej klęsce ogłoszono oficjalnie zakończenie współpracy z trenerem Iordanescu.

Były gracz Legii na ratunek

Na gorący stołek szkoleniowca stołecznej drużyny wskoczył dotychczasowy trener i były piłkarz Legii, Inaki Astiz. W tamtym momencie było oczywiste, że Hiszpan nie zdziała cudów i objął drużynę tymczasowo. Zarząd dał sobie czas na znalezienie szkoleniowca, który zagrzeje miejsce na trochę dłużej. Mało kto się chyba spodziewał, że ten okres przejściowy potrwa aż tak długo…

Debiut szkoleniowca z Hiszpanii wypadł w miarę dobrze — Legia zremisowała 1:1, dominując Widzewa na ich terenie. Kolejny mecz (tym razem w Europie) to znowu pech i… porażka 2:1 na Słowenii w konfrontacji z Celje. Powrót do polskich rozgrywek nie był wcale lepszy. 9 listopada, mimo olbrzymiej dominacji i posiadaniu piłki na poziomie 70% oraz oddaniu 23 strzałów, gospodarze przegrali na Łazienkowskiej 1:2 z Termaliką. Beniaminkiem z Niecieczy, który jest w strefie spadkowej i przed meczem z Legią miał serię 10 meczów ligowych bez zwycięstwa.

fot. Janusz Partyka | legia.com

Podczas listopadowej przerwy na mecze reprezentacji, piłkarze mogli odetchnąć, a kibice wyczekiwać ogłoszenia nowego szkoleniowca. Nic takiego jednak nie miało miejsca, a już 22 października podejmowali u siebie kolejną drużynę ze strefy spadkowej, choć bardzo groźną w ofensywie, Lechię Gdańsk. Ten mecz w wykonaniu gospodarzy był jeszcze słabszy od ostatniego. Legioniści wręcz prosili się o porażkę, jednak szczęśliwie w 4. minucie doliczonego czasu udało się doprowadzić do remisu za sprawą bramki Wojciecha Urbańskiego na 2:2. 5 dni później stołeczny klub przegrał u siebie 0:1 ze Spartą Praga.

Na początku grudnia Legioniści pojechali do Lublina, by zmierzyć się z sąsiadującym z nimi w tabeli Motorem. Wygrywając ten mecz, Legia mogła zyskać więcej, niż tylko wyprzedzenie lublinian — mogła wrócić do TOP 10 Ekstraklasy. Tego jednak nie zrobili i zremisowali 1:1 w meczu, w którym stracili bramkę z rzutu karnego. Przyjezdni musieli gonić wynik, a Mileta Rajović marnował „setki” na potęgę, do czego w ostatnim czasie zdołał nas wręcz przyzwyczaić.

W Mikołajki Legia pojechała do Gliwic na mecz z ostatnim w stawce Piastem. Ten mecz Legioniści przegrali 2:0, tracąc w nim 5. już bramkę z rzutu karnego w tym sezonie Ekstraklasy. Za tydzień, 14 grudnia, czeka ich rewanż w Warszawie w ramach zaległej pierwszej kolejki.

Ocena Legionistów, czyli kto zawodzi, a kto daje radę?

Choć większość piłkarzy stołecznej drużyny gra poniżej oczekiwanego poziomu to jednak są pojedyncze persony, które miały przebłyski w tej rundzie. Przede wszystkim trzeba pamiętać o aktualnie wielkim nieobecnym warszawskiej drużyny Jeanie-Pierre Nsame. Kameruńczyk mimo pauzowania już od trzech miesięcy nadal jest najlepszym strzelcem stołecznej drużyny z dorobkiem 6 bramek we wszystkich rozgrywkach. Z jednej strony pokazuje to, jak świetne miał wejście w sezon, z drugiej — jak nieporadni są pozostali napastnicy Legii. Aż żal pomyśleć jak wyglądałby sezon drużyny, gdyby 32-latek nie zakończył go już w sierpniu. Jednymi z nielicznych podstawowych zawodników w dobrej formie są Juergen Elitim, który jednak walczy często z kontuzjami i Paweł Wszołek, który jak zawsze jest pracowity i waleczny. Warto też wyróżnić młodzieżowców: Kacpra i Wojtka Urbańskich oraz Jakuba Żewłakowa. Chłopaki mimo małej ilości minut (co w przypadku Kacpra jest szczególnie zastanawiające) dali dużo jakości w swoich występach, pomagając ratować wyniki.

fot. Janusz Partyka | legia.com

Z drugiej strony lista zawodników zawodzących jest obszerna, bo… zawodzi większość. Jest kilku piłkarzy, wobec których oczekiwania były dużo wyższe. Pierwszym z nich jest oczywiście Mileta Rajović, który miał zdominować ligę jako napastnik z Championship. Duńczyk nadal nie wpasował się do drużyny i w 24 meczach we wszystkich rozgrywkach strzelił zaledwie 5 bramek. Kolejnym zawodnikiem grającym poniżej oczekiwań jest kapitan Bartosz Kapustka, który w zeszłym sezonie był jednym z najlepszych zawodników. W ostatnim czasie z niedowierzaniem patrzono na jego nazwisko na liście powoływanych przez Jana Urbana. Może i broni się liczbami, natomiast często hamuje akcje drużyny i gra po prostu zdecydowanie poniżej swojego potencjału i roli, jaką pełni. Tak samo, jak Ruben Vinagre, który w pierwszej rundzie zeszłego sezonu był uważany za jednego z najlepszych zawodników Ekstraklasy i Ligi Konferencji. Rok później musi walczyć o skład z Arkiem Recą i niekoniecznie jest w tym zestawieniu faworytem.

Na koniec warto wspomnieć też o Antonio Colaku, który został sprowadzony jako drugi napastnik w kadrze po kontuzji Nsame i sprzedaży Shkurina, a nadal nie zaliczył żadnego udziału przy bramce.

Czy ten sezon da się jeszcze uratować?

Legia na dzień 11 grudnia znajduje się w strefie spadkowej, na 16. miejscu w tabeli, z bilansem bramkowym 19:20. Jest to jedna z najgorszych rund klubu w XXI wieku jak nie w całej historii. Do rozegrania pozostał jeszcze zaległy mecz z Piastem. Zapewne Legia utrzyma się w lidze, ale najpewniej może zapomnieć o walce o europejskie puchary. Obecne rozgrywki są tak specyficzne, że dwa mecze mogą diametralnie zmienić sytuację w tabeli i nastroje.

Jak wiemy, władze Legii próbują dopiąć w tym momencie jeden z największych transferów trenerskich w Ekstraklasie, wykupując Marka Papszuna. Czy to będzie antidotum? Tego nie wiemy.

fot. Maciej Gillert

Wiemy za to natomiast jedno — Legia jest okropnie nieskuteczna. Warszawska drużyna w większości meczów nie traci punktów z powodu nieszczelnej obrony. A nawet wręcz przeciwnie — Legia ma jedną z najlepszych defensyw w lidze. Stołeczny klub jest w tak fatalnym położeniu z uwagi na nieskuteczność w ataku. Dostępni na dzisiaj napastnicy (zarówno środkowi, jak i skrzydłowi) Legii zdobyli łącznie w tym sezonie ligowym 7 bramek (Rajović, Krasniqi, Stojanović, Bichakhczyan). Umówmy się, jest to wynik poniżej jakichkolwiek standardów. Aż 10 zawodników Ekstraklasy ma lepszy indywidualny wynik strzelecki niż cała formacja ofensywna stołecznej drużyny.

Michał Żewłakow musi zimą zdecydowanie ruszyć na rynek transferowy w poszukiwaniu napastnika. Byleby nie skończyło się to jak rok temu — transferem Shkurina na ostatnią chwilę. Legia to klub o zbyt dużej renomie, by spaść z ligi. Byłoby to jakimś kuriozum. Na pewno nie spełni już wielkich oczekiwań sprzed sezonu i mistrzostwo nie wróci do Warszawy. Zresztą już piąty rok z rzędu.

Wspieraj nas - udostępnij!

Podobne wpisy

  • Czy Kamil Piątkowski jeszcze podbije Europę?

    Utalentowany stoper jeszcze niedawno był w wymarzonym momencie swojej kariery. W poprzednim roku powoływano go do polskiej kadry, a grając w mocnych ligach europejskich, nierzadko bywał zawodnikiem wyjściowej jedenastki. W ostatnich miesiącach…

    Wspieraj nas - udostępnij!
  • ·

    Lech Poznań 2:1 Widzew Łódź [GALERIA]

    W ramach 7. kolejki PKO BP Ekstraklasy Lech Poznań podejmował u siebie Widzew Łódź. Z tego wyrównanego starcia zwycięsko wyszli gospodarze. Autorami bramek byli Luis Palma oraz Bryan Fiabema, a…

    Wspieraj nas - udostępnij!
  • Benfica Lizbona i Radomiak – współpraca!

    Media obiegła zaskakująca wiadomość: Radomiak Radom nawiązał współpracę z portugalskim gigantem. To nie pierwszy raz, gdy Benfica Lizbona decyduje się na kooperację z polskim zespołem. Ale co tak naprawdę oznacza…

    Wspieraj nas - udostępnij!
  • ·

    Lech Poznań 2:2 Pogoń Szczecin [GALERIA]

    W ramach 12. kolejki PKO BP Ekstraklasy Lech Poznań podejmował u siebie Pogoń Szczecin. Gospodarze strzelili bramkę na 2:1 w 89. minucie, by kilkadziesiąt sekund później pozwolić ekipie gości na…

    Wspieraj nas - udostępnij!
  • Zapowiedź meczu: Legia Warszawa – Arka Gdynia

    W niedzielny wieczór, 3 sierpnia, przy Łazienkowskiej szykuje się starcie Dawida z Goliatem. Legia Warszawa – kandydat do mistrzostwa – zmierzy się z beniaminkiem z Gdyni, który próbuje się odnaleźć…

    Wspieraj nas - udostępnij!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *