fot. Tomasz Kłuczyński, PolskaGola.Info

Przepis o młodzieżowcu — jak należy go ocenić po czasie?

Na sezon 2019/2020 PZPN wprowadził ważny przepis dotyczący gry młodych Polaków. W tamtym momencie wyglądał on bardzo restrykcyjnie. W jedenastce zespołu, przez cały mecz, musiał znajdować się przynajmniej jeden młodzieżowiec. W założeniu miało to wspomóc rozwój młodych piłkarzy. Wymusiło to wiele zmian w całej narodowej piłce nożnej. Jakie jednak ostatecznie efekty przyniosła ta regulacja? Jak należy ocenić ten przepis po czasie?

Zmiany w przepisie na przestrzeni lat

Początkowo system zakładał, że co najmniej jeden młodzieżowiec będzie na boisku w trakcie meczu. Młodzieżowiec, czyli polski zawodnik, który w danym roku kalendarzowym miał kończyć najwyżej 22 lata.

Przez dwa sezony kluby musiały dostosować się do tego przepisu. Warto dodać, że obowiązywał on również w niższych ligach, ale… w nieco innych odmianach. Miały one znaczący wpływ na składy polskich drużyn oraz ich formę. PZPN na sezon 2021/2022 zlikwidował obowiązek wystawiania młodzieżowca w wyjściowym składzie. Zamiast tego powstała alternatywa w postaci programu „Pro Junior System”. Kluby nadal musiały dawać odpowiednią ilość minut młodszym piłkarzom, ale włodarze ligi przyznawali za to odpowiednie nagrody finansowe.

Na aktualny sezon Ekstraklasy system został całkowicie zmieniony. Przeszedł on z modelu kar na system nagród i zachęt. Takie poprawki były spowodowane negatywną reakcją na wprowadzenie tych rozporządzeń. Wielu trenerów musiało całkowicie zmieniać swój skład. Głośnym krytykiem tych regulacji był Marek Papszun. Według niego przepis nie sprawdzał się i nie pomagał wcale w rozwoju Polaków: „Zrobiłem wyliczenie dla grupy zawodników z rocznika 1999. Było ich 38. Aż 24 zaliczyło regres. Niektórzy spadli na trzeci poziom rozgrywkowy. Dwóm udało się wyjechać zagranice, a pięciu utrzymało się na poziomie Ekstraklasy.”

fot. Raków Częstochowa | rakow.com

Tak szkoleniowiec Rakowa wypowiadał się dla sportdziennik.com. W jego opinii zasady te zabijały rywalizację. Musiał on grać piłkarzem słabszym, który normalnie nie grałby w pierwszym składzie. Dodatkowo sprowadzenie młodego polskiego piłkarza było drogim interesem w związku z tym systemem. Pytanie jednak, czy rzeczywiście młodzieżowcy korzystali na tym nowym przepisie? W totalnej opozycji w tej kwestii jest z kolei Piotr Stokowiec — wielki orędownik takiego rozwiązania.

Efektywność systemu

Ideą tego pomysłu była pomoc dla polskich szkółek. Młodsi piłkarze mieli okazję złapać więcej minut, co wiązało się z większą możliwością rozwoju. Przynajmniej w teorii. Miało to także wzmacniać rozwój potencjalnych przyszłych reprezentantów Polski. Jakie były słabe strony tych regulacji? 

Gracze z akademii czuli większą presję w związku z całą sytuacją. Często zdarzały się przypadki, gdzie klub miał tylko jednego lub dwóch młodzieżowców. Wtedy każdy nieudany występ wpływał niekorzystnie na ich reputację i pewność siebie. Dobrym przykładem może być Łukasz Zjawiński. W sezonie 2022/2023 przyszedł na wypożyczenie do Widzewa Łódź. Miał on status młodzieżowca, a w tamtym momencie RTS miał problemy z ilością piłkarzy tej kategorii. Grał on więc na początku sezonu regularnie, ale nie prezentował się wówczas najlepiej. Zagrał ponad 770 minut na boisku i nie zaliczył żadnego udziału przy bramce. Fani byli rozczarowani jego formą, a napastnik opuścił łódzkie strony.  

Fot. Marcin Bryja / Widzew.com

Aktualnie Łukasz prezentuje się znacznie lepiej. Od sezonu 2024/2025 gra w barwach Polonii Warszawa, gdzie w 44 ligowych występach zdobył 32 bramki i 2 asysty! Jeśli utrzyma formę, to powrót do Ekstraklasy wydaje się być kwestią czasu. To przykład zawodnika, który grał głównie z uwagi na wiek, a dodatkowa presja kibiców utrudniała występy lepszej jakości. Grając na niższym szczeblu, rozwija się i gra bez przesadnej presji. Sporo młodych graczy tak kończyło. Nie grali optymalnie w Ekstraklasie i później próbowali swoich sił w niższych ligach. Zasady wymusiły ich grę, ale oni nie byli w stanie z niej skorzystać…

Beneficjenci przepisu o młodzieżowcu

Pomimo wielu trudnych historii, kilku piłkarzy skorzystało na przepisie. Dostali więcej minut na boisku, szybko zaadaptowali się do nowych warunków i ustabilizowali formę. Niektórzy nawet zapracowali na transfer za granicę, gdzie mieli okazję pokazać się całemu światu. Warto przyjrzeć się kilku z tych przypadków: 

  • Michał Karbownik  uważany za jednego z lepszych młodzieżowców. Z warszawskiej Legii przeszedł do Brighton w sezonie 2020/2021. Tam nie otrzymał okazji, by zadebiutować w Premier League, a aktualnie gra w Hercie Berlin na zapleczu Bundesligi.
  • Kamil Piątkowski – po udanym sezonie w Rakowie, w sezonie 2021/2022 reprezentował już ekipę RB Salzburg. Miał swoje momenty, sporo pograł w różnych stronach świata, ale ostatecznie wrócił do Ekstraklasy. Więcej o jego drodze można przeczytać w jednym z naszych wcześniejszych artykułów
  • Jakub Kamiński – swoimi występami zapracował sobie na transfer z Lecha do Wolfsburga. W Niemczech potrafił pozytywnie zaskoczyć kibiców, ale kontuzje przeszkadzały mu w dalszym rozwoju. Aktualnie jest na wypożyczeniu w FC Koeln i prezentuje tam coraz lepszą formę.
  • Dominik Marczuk  – miał za sobą bardzo udany sezon 2023/2024, po którym zdecydował się na nieco kontrowersyjny transfer do MLS. W USA Dominik dotychczas gra przeciętnie. Real Salt Lake wysyła go na różne wypożyczenia, na których nie pokazuje poziomu, jaki prezentował w Polsce.
fot. Piotr Dziurman

Wiele transferów skończyło się tak zwanym „odbiciem się” od mocniejszej ligi. Nie było to zawsze spowodowane umiejętnościami. Młodzieżowcy często miewali pecha z kontuzjami czy trenerami. Wielu juniorów jednak nie zdołało zrobić kariery za granicą. Skorzystali oni na całym systemie, ale nie udawało im się tak dynamicznie rozwijać na obczyźnie.

Ocena systemu 

Zamysł całego systemu zapewne był słuszny. Polskie talenty miały okazję otrzymać więcej minut na boisku, co mogło pomóc im w rozwoju. Problemem tkwił w realizacji całego pomysłu. Został on wprowadzony zbyt restrykcyjnie.

Kluby bez młodzików prezentujących wysoki poziom musiały sporo kombinować. Podbiło to sztucznie wartość niektórych piłkarzy, którzy grali bardziej z przymusu, aniżeli zasługiwali na to swoją jakością. System powinien opierać się na nagrodach, a nie karach. Kluby bez rozwiniętych akademii nie byłyby wtedy zmuszane do kupna młodych graczy, często za mocno zawyżone kwoty. Zdjęłoby to też presję z młodzieżowców. Aktualna forma regulacji wydaje się być najkorzystniejsza dla całej ligi. Zobaczymy, jak na niej wyjdą talenty polskich szkółek… 

Wspieraj nas - udostępnij!

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *