W drugiej kolejce Ekstraklasy było znacznie mniej sensacyjnych wyników niż na inaugurację sezonu. Faworyci – z wyjątkiem Rakowa – wywiązali się ze swojej roli bez zarzutu. Nie zabrakło jednak bramek i ekscytujących zwrotów akcji!
Cracovia 2:0 Bruk-Bet Termalica Nieciecza
Druga seria spotkań naszej rodzimej ligi rozpoczęła się w piątek, w Krakowie. Mecz zapowiadał się niezwykle interesująco, gdyż obie ekipy wykazały się niebywałą skutecznością w poprzedniej kolejce.
Przyjezdni pierwsi ruszyli do ataku, lecz oddawane strzały nie stwarzały większego zagrożenia dla Henricha Ravasa. Jeszcze przed upływem pierwszych 10 minut gry odpowiedziała Cracovia. Filip Stojilkovic efektownie powalczył o piłkę i niemal wyszedł do sytuacji sam na sam – w zwarciu z Kopaczem upadł w polu karnym, ale sędzia nie odgwizdał rzutu karnego. Ten został jednak podyktowany w 21. minucie. Cracovia wcześniej wykonywała rzut rożny, a w polu karnym piłkę ręką zagrywał Morgan Fassbender. Jarosław Przybył po analizie VAR wskazał na wapno, a swoją szansę pewnie wykorzystał Ajdin Hasić.

Pozostały czas pierwszej odsłony upłynął pod znakiem dominacji gospodarzy. Po zmianie stron obraz gry się nie zmienił. Piłkarze Pasów grali wysokim pressingiem, a Termalika miała duże problemy z wyprowadzaniem piłki. W 78. minucie na stadionie nastąpił wybuch euforii. Gospodarzom przyznano rzut wolny, który rozegrali bardzo kreatywnie. Hasić kilkukrotnie poprawiał piłkę na murawie, a z zaskoczenia uderzył ją Maigaard – ta została celnie posłana w pole karne, gdzie głową do siatki bezbłędnie skierował ją Mauro Perković.
Do końcowego gwizdka Słoniki zdążyły jeszcze pokusić się na kilka zrywów, ale reasumując – bliżej niż honorowego trafienia było podwyższenie wyniku przez Cracovię. Stosunek xG: 1.83 do 0.41 na korzyść gospodarzy mówi sam za siebie. Co ciekawe, na ten moment drużyny z województwa małopolskiego wiodą prym – od Ekstraklasy po 2. Ligę.
Arka Gdynia 1:1 Radomiak
Drugie piątkowe starcie miało miejsce w Gdyni. Beniaminek gościł u siebie Radomiaka, który na inaugurację rozprawił się z Pogonią Szczecin 5:1. Ekstraklasa wróciła na stadion przy Olimpijskiej po pięciu latach przerwy!
Spotkanie zaczęło się od mocnego akcentu. Z wyprowadzaniem piłki na tyle długo zwlekał Filip Majchrowicz, że dopadł do niego Dawid Kocyła – goście mogli mówić o sporym szczęściu, bo nie zakończyło się to stratą bramki. Arkowcom dodało to najwyraźniej skrzydeł, gdyż śmiało ponawiali kolejne próby. Efekt bramkowy przyszedł już w 14. minucie. Sebastian Kerk dośrodkował z rzutu rożnego, a dzieła dopełnił Dawid Abramowicz, który w przeszłości rozegrał pięć sezonów w barwach Radomiaka.
Zieloni doszli do głosu dopiero pod koniec pierwszej połowy. W 42. minucie Vasco Lopes oddał świetny strzał zza pola karnego, ale skutecznie interweniował Węglarz. Na kolejne większe emocje trzeba było czekać do drugiej odsłony. Zaraz po wznowieniu gry byliśmy świadkami powtórki gola sprzed przerwy – kolejne świetne dośrodkowanie Kerka z rzutu rożnego i gol strzelony głową. Radość gospodarzy nie trwała jednak długo, gdyż trafienie zostało anulowane z powodu pozycji spalonej.
W 58. minucie znów niezwykle groźnie było pod bramką Radomiaka. Bliski szczęścia był Julien Celestine, lecz tym razem Majchrowicza uratował słupek. Goście – mimo wielu problemów – w końcu doprowadzili do wyrównania.

W 61. minucie świetną asystą popisał się Rafał Wolski, po której już trzecią bramkę w tym sezonie zdobył Jan Grzesik. Pięć minut później Zieloni mogli nawet przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść – po kolejnym podaniu Wolskiego w dogodnej sytuacji znalazł się Capita, ale… oddał strzał prosto w ręce Węglarza. Gospodarze z czasem zaczęli spuszczać z tonu, a Radomiak stawał się coraz groźniejszy, lecz brak skuteczności przełożył się na podział punktów w Gdyni.
Piast Gliwice 0:1 Górnik Zabrze
Sobotnią serię spotkań otworzyły derby w Gliwicach. Dla Piasta było to spotkanie inauguracyjne.
Gospodarze mieli swoją szansę na otwarcie wyniku już w pierwszych minutach, lecz fatalnie przestrzelił Barkovskiy. W 11. minucie snajper miał okazję się zrehabilitować, lecz zza pola karnego huknął… prosto w kolegę z zespołu – Erika Jirkę. Piast dominował całą pierwszą połowę. Piłkarze w niebieskich strojach kreowali kolejne groźne akcje, ale mieli ogromne problemy ze skutecznością. Do przerwy utrzymał się bezbramkowy remis.
Po wznowieniu nadal oglądaliśmy obiecującą grę gospodarzy, ale bez przełożenia na wynik. Niemrawy tego popołudnia Górnik zaczął się przebudzać. Najbliżej szczęścia był w okolicach 70. minuty, gdy naprawdę urokliwym strzałem uraczył nas Hellebrand – na wysokości zadania stanął jednak Frantisek Plach. Gospodarze odpowiedzieli szybką akcją, którą golem zwieńczył Barkovskiy. Wybuch radości na trybunach szybko został przerwany – wcześniej piłka odbiła się od ręki Chrapka i bramka została anulowana.

W 84. minucie Piastunkom mecz zawalił dotąd dobrze spisujący się bramkarz. Goście krótko rozegrali rzut rożny – po wymianie podań z Young-Juh Gohem, z okolicy rogu boiska na centrostrzał zdecydował się Erik Janža. Plach nie zrobił ruchu do piłki, będąc pewny, że złapie ją do koszyczka… niefrasobliwie przepuścił ją jednak między nogami.
Pogoń Szczecin 4:1 Motor Lublin
Rozgoryczeni nieudanym wejściem w sezon piłkarze Pogoni mieli coś do udowodnienia – sobie i kibicom. Zmazali złe wrażenie po nieudanej inauguracji, wysoko wygrywając przed własną publicznością.
Portowcy rozpoczęli mecz fatalnie – za sprawą swojego bramkarza. Gdy mieli rozpocząć grę spod własnej bramki i wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą, doszło do kuriozalnej sytuacji. Valentin Cojocaru miał mnóstwo czasu, by wyprowadzić piłkę, lecz tak długo zwlekał, że dopadł do niego Mathieu Scalet. Pomocnik Motoru naciskał na bramkarza – ten pogubił się i przy próbie zmiany kierunku stracił piłkę, która została wpakowana do siatki. W 9. minucie goście cieszyli się z prowadzenia.
Ich radość nie potrwała długo. Rozwścieczeni gospodarze już w końcówce pierwszego kwadransa wykonywali rzut rożny – piłkę dośrodkował kapitan Portowców, a debiutanckiego gola w drużynie zdobył Marian Huja. Gospodarze stwarzali kolejne groźne sytuacje, ale zarówno Koulourisowi, jak i Grosickiemu brakowało odrobiny szczęścia. Grecki napastnik dopiął swego w 40. minucie – świetnym podaniem na wolne pole obsłużył go młody Adrian Przyborek.

Jeszcze przed zejściem do szatni Motor stworzył bardzo groźną sytuację na wyrównanie, ale z linii bramkowej kapitalnie interweniował głową Linus Wahlqvist.
Druga część mogła zacząć się od trafienia José Pozo, jednak Hiszpan nieznacznie się pomylił. Podopieczni Roberta Kolendowicza podwyższyli jednak prowadzenie już w 49. minucie. Marian Huja ponownie świetnie zagrał głową w polu karnym – tym razem w kierunku Fredrika Ulvestada. Norweg posłał piłkę w prawy dolny róg i Tratnik nie miał nic do powiedzenia.
Motor nie złożył broni, ale mimo szerokiego wachlarza zagrań nie udało się zmienić wyniku. Ustalił go za to nie kto inny, jak bohater Portowców – Efthymios Koulouris. W 88. minucie z lewej strony świetnie wyłożył mu piłkę Leo Borges, a Grek ze spokojem skompletował dublet.
Lechia Gdańsk 3:4 Lech Poznań
Bez dwóch zdań – było to najlepsze widowisko tej kolejki! Obie drużyny, podrażnione porażkami na inaugurację sezonu, postanowiły zafundować kibicom bezprecedensową wymianę ognia!
Większe emocje zaczęły się już przed upływem pierwszego kwadransa. Dla gości podyktowano jedenastkę, do której podszedł Mikael Ishak. 32-letni Szwed zaledwie kilka dni wcześniej – w starciu z islandzkim Breidablik – skompletował hat-tricka z rzutów karnych. Tym razem jednak pojedynek z napastnikiem wygrał Szymon Weirauch!
21-letni golkiper na nudę narzekać nie mógł, bo Lech stwarzał kolejne szanse. Wkrótce to gospodarze sprawdzili dyspozycję bramkarza Kolejorza – bliski szczęścia był Viunnyk, lecz Mrozek zablokował groźny strzał. W 22. minucie skapitulował – piłka, którą został nabity Skrzypczak, spadła pod nogi Tomáša Bobčeka, a ten wykonał swoje zadanie perfekcyjnie.
Lechia, nakręcona prowadzeniem, nie zwalniała tempa. Pięć minut później gości uratowała poprzeczka. W 30. minucie Sezonienko długim podaniem z własnej połowy ponownie uruchomił 23-letniego napastnika – Bobček świetnie zabrał się z piłką i ponownie rozprawił się z Mrozkiem. Gospodarze schodzili na przerwę w doskonałych nastrojach.
Po wznowieniu piłkarze aktualnego mistrza Polski wrócili na boisko wściekli i zdeterminowani. Najpierw próbował Filip Szymczak, ale przestrzelił. Chwilę później Lech złapał kontakt – po wybiciu piłki z pola karnego Lechii, zza szesnastki huknął Gísli Þórðarson. Minęło kilka minut i Islandczyk dołożył asystę, po której Szymczak trafił z ostrego kąta.
Lechia roztrwoniła przewagę, a Lech… zupełnie odwrócił wynik! W 64. minucie, po zamieszaniu w polu karnym, strzał oddał Filip Jagiełło – piłka odbiła się od Skrzypczaka i to na jego konto zapisano trafienie. Chwilę później Ishak zrehabilitował się za niewykorzystany rzut karny – po dośrodkowaniu Pereiry mocnym strzałem zmienił wynik na 2:4!

Choć Biało-Zielonym nie udało się już wyrwać punktów, to należy im się uznanie za walkę do końca. W 87. minucie po wrzutce Zhelizki hat-tricka skompletował Bobček. Ani jego wyczyn, ani świetna pierwsza połowa Lechii nie wystarczyły jednak, by zdobyć pierwsze punkty w sezonie.
Raków Częstochowa 1:2 Wisła Płock
Drużyna Marka Papszuna ostatnie dwa spotkania wygrała z zachowaniem czystego konta. Najpierw w pierwszej kolejce Ekstraklasy pokonała 1:0 GKS Katowice, a później bardzo pewnie (zapominając o pierwszej połowie) ograła MŠK Žilinę w 2. rundzie eliminacji do Ligi Konferencji. Spotkanie na własnym stadionie z beniaminkiem z Płocka było idealną okazją, aby podtrzymać tę bardzo dobrą serię. W naszej lidze nie może jednak zabraknąć sensacji…
Mecz rozpoczął się zgodnie z oczekiwaniami gospodarzy. W 19. minucie piłkę na połowie Wisły – po błędzie jednego z graczy gości – odebrał Michael Ameyaw. Pomocnik zagrał na prawe skrzydło, gdzie czekał już Lamine Diaby-Fadiga. Francuz zrobił kilka kroków z futbolówką i mierzonym strzałem w długi róg bramki nie dał szans stojącemu między słupkami Rafałowi Leszczyńskiemu.

Już po dziesięciu minutach Raków miał okazję do podwyższenia prowadzenia. Z lewego skrzydła dośrodkował Srđan Plavšić, a akcję zamykał strzelec pierwszej bramki. Fadiga jednak źle przyjął piłkę i na czas doskoczył do niego bramkarz Wisły.
W 38. minucie spotkania Adriano sfaulował w polu karnym Łukasza Sekulskiego. Początkowo sędzia tego nie zauważył, ale po konsultacji z wozem VAR zmienił decyzję i wskazał na wapno. Sam poszkodowany zdecydował się wykonać jedenastkę. Był to jednak słabo wykonany rzut karny i Kacper Trelowski nie miał problemu z jego obroną.
Pięć minut przed końcem regulaminowego czasu pierwszej połowy Iban Salvador przepięknym strzałem z rzutu wolnego pokonał młodego bramkarza Rakowa. Oddał strzał w krótki róg bramki – ten był na tyle precyzyjny i mocny, że bramkarz nie był w stanie tego wybronić.

Po tym golu goście z Płocka niespodziewanie przejęli inicjatywę. W 70. minucie, po pięknej zespołowej akcji prawym skrzydłem i podaniu w polu karnym od Łukasza Sekulskiego, z najbliższej odległości futbolówkę do bramki wbił Wiktor Nowak. Raków Częstochowa nie był już w stanie odrobić strat i przegrał to spotkanie, poniekąd… na własne życzenie.
Jagiellonia Białystok 3:2 Widzew Łódź
Spotkanie Jagiellonii z Widzewem budziło ogrom emocji. Gospodarze chcieli odegrać się po upokarzającej porażce 0:4 z Termaliką w pierwszej kolejce oraz wyniku wcześniejszego sparingu z Widzewem. Goście natomiast pokonali w premierowym meczu Zagłębie Lubin 1:0 i liczyli, że także w starciu z mocniejszym rywalem 3 punkty są w ich zasięgu.
Jaga świetnie weszła w ten mecz. Już po trzech minutach gry, po podaniu od Jesúsa Imaza w polu karnym, Dawid Drachal wbił piłkę do pustej bramki.

Drużyna z Białegostoku chciała pokazać, kto będzie rozdawał karty. Do głosu doszli jednak łodzianie. W 25. minucie Sebastian Bergier wykończył mocnym strzałem pod poprzeczkę dynamiczną akcję przyjezdnych. Przytomnie zachował się Fran Alvarez, który odegrał piłkę do niepilnowanego napastnika, a ten precyzyjnie umieścił piłkę w bramce.
Goście w dalszym ciągu konstruowali okazje bramkowe, nie dając dojść do głosu ekipie Adriana Siemieńca. Po godzinie gry Widzew prowadził 2:1. Zaczęło się od beznadziejnego wybicia piłki z bramki przez Sławomira Abramowicza, które przejął Shehu. Mariusz Fornalczyk rozegrał piłkę na lewym skrzydle z Samuelem Kozlovskym i po otrzymaniu zwrotnego podania rozpoczął swój taniec w polu karnym. Skrzydłowy zabawił się z obrońcami Jagi i oddał strzał na bramkę. Futbolówkę przed siebie wybił Abramowicz, a dobił ją niezawodny w tym spotkaniu Bergier.

W końcu zegar wskazywał 91. minutę i wydawało się, że nic nie może odebrać gościom przynajmniej jednego punktu. AZ Jackson na dwudziestym piątym metrze od bramki zagrał w powietrzu na prawą stronę pola karnego do Bernardo Vitala. Portugalczyk zgrał głową do Imaza, a hiszpan „szczupakiem” wbił piłkę do bramki. Dwóch zawodników z Półwyspu Iberyjskiego wlało wiele radości w serca kibiców. Zapowiadało się na remis…
Dwie minuty później stało się coś, co praktycznie nie miało prawa się wydarzyć. Mateusz Żyro nie przejął piłki zagrywanej przez Rafała Gikiewicza i wyłuskał ją Imaz. Doświadczony piłkarz zagrał futbolówkę na wolne pole do Afimico Pululu, a ten pięknym lobem sprawił, że stadion w Białymstoku oszalał ze szczęścia. Angolczyka niewątpliwie można nazwać specjalistą od dźwigania presji w doliczonym czasie gry. W spotkaniu z FK Novi Pazar również zapewnił swojej ekipie zwycięstwo w samej końcówce.
Korona Kielce 0:2 Legia Warszawa
Legia Warszawa rozegrała w końcu pierwsze spotkanie w nowym sezonie Ekstraklasy. W pierwszej serii gier przełożyła swój zaplanowany mecz z Piastem. Zawodnicy ze stolicy nie przegrali jeszcze oficjalnego starcia pod wodzą nowego trenera Edwarda Iordănescu i liczyli na kontynuację tej serii.
Od pierwszego gwizdka goście ruszyli do ataku, chcąc pokazać swoją siłę. Już w 9. minucie na tablicy świetlnej widniał wynik 0:1. Ryoya Morishita popisał się pięknym dośrodkowaniem z lewej strony pola karnego, a głową piłkę do bramki skierował Jean-Pierre Nsame.

Jeszcze do niedawna skreślany przez wszystkich Kameruńczyk bardzo dobrze wszedł w sezon. Strzelił ważnego gola przeciwko Baníkowi Ostrava, a w Kielcach otworzył wynik meczu.
Korona próbowała odpowiedzieć tworząc sobie kilka okazji bramkowych. Mimo determinacji gospodarzy, to goście w 47. minucie podwyższyli prowadzenie. Miguoel Alfarela otrzymał podanie od Vahana Bichakhchyana i popisał się cudownym podkręconym uderzeniem zza pola karnego w samo okienko bramki. Ten strzał był najlepszą odpowiedzią w stronę krytyków, którzy podważali słuszność sprowadzenia Francuza do stołecznego klubu.
W drugiej połowie kielczanie mieli świetną szansę na zdobycie bramki kontaktowej. Z lewej strony pola karnego piłkę uderzył Martin Remacle, jednak w tej sytuacji Kacpra Tobiasza uratował słupek. W 67. minucie Legia mogła… i powinna prowadzić już trzema bramkami. Po dośrodkowaniu z lewej strony świetnego w tym spotkaniu Alfareli, Marco Burch uderzył piłkę z woleja. Szwajcar nie trafił w bramkę z kilku metrów i mógł tylko złapać się za głowę — co z resztą uczynił.

Do końca meczu wynik nie uległ zmianie. Trzeba przyznać, że Legia Warszawa pod wodzą nowego szkoleniowca cechuje się dobrą organizacją gry, skutecznością, a także spokojem w rozgrywaniu akcji. Bez wątpienia można stwierdzić, że rumuński trener odmienił grę tego zespołu.
GKS Katowice 2:2 Zagłębie Lubin
Drugą kolejkę PKO BP Ekstraklasy zamykało poniedziałkowe starcie w Katowicach. Obie ekipy inaugurację sezonu rozpoczęły od porażki, więc apetyty na zdobycz punktową były wyostrzone. Po ciężkim boju obie drużyny musiały zadowolić się pierwszym wywalczonym punktem w tym sezonie.
Starcie klubów propagujących pro-polską politykę kadrową zapowiadało się interesująco. Pierwszą groźniejszą sytuację stworzyła sobie drużyna z Dolnego Śląska, ale Kajetan Szmyt nie był w stanie oddać strzału, z którym nie poradziłby sobie Dawid Kudła. Bramkarz GieKSy poległ jednak równo po upływie pierwszego kwadransa meczu. Zagłębie przeprowadziło składną akcję na lewej stronie boiska — po asyście Radwańskiego, piłkę w siatce umieścił 18-letni Marcel Reguła!

Ekipa gości nie zamierzała spocząć na laurach. W 42. minucie strzału z przewrotki spróbował piłkarz, który otworzył wynik spotkania. Uderzenie, choć niecelne, okazało się kluczowe dla Miedziowych. Piłka odbiła się od ręki Lukasa Klemenza, za co został podyktowany rzut karny. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Adam Radwański, który po świetnie wykonanym strzale podwyższył prowadzenie. Niebawem po tym rozległ się gwizdek odsyłający piłkarzy do szatni.
Po wznowieniu gry GieKSa wzięła się za odrabianie strat. W 54. minucie spotkania gola z rzutu wolnego zdobył Bartosz Nowak. 31-letni pomocnik próbował dośrodkować piłkę w pole karne, lecz ta po koźle wpadła prosto do siatki. Zdobyta bramka mocno napędziła gospodarzy, którzy z wszystkich sił próbowali doprowadzić do wyrównania. W 66. minucie dobry strzał oddał Marcel Wędrychowski, lecz Dominik Hładun dosięgnął piłki zmierzającej pod poprzeczkę.
Ofensywa podopiecznych Rafała Góraka przyniosła wyrównanie dopiero w 81. minucie meczu. Czerwiński odegrał piłkę z prawej strony boiska do Bartosza Nowaka — ten najpierw rozprawił się z Tomaszem Makowskim w polu karnym, a potem lewą nogą zmieścił piłkę idealnie przy słupku, pozostawiając Dominika Hładuna bez szans na udaną interwencję.
Goście nie zwątpili w swoje możliwości i z dużym zaangażowaniem próbowali wywalczyć dla siebie pozytywny rezultat. GieKSa jednak dobrze się broniła i nawet w niezwykle groźnej sytuacji w ostatnich sekundach spotkania, swój zespół przez stratą bramki uratował Alan Czerwiński.
Jeden komentarz