Obecnej Legii mają dosyć wszyscy, nawet jej kibice
Który to już raz słowo „kompromitacja” idzie w parze z nazwą stołecznego klubu? Obecna Legia nie przypomina już w żaden sposób polskiego hegemona, stała się po prostu ligowym średniakiem. Nic dziwnego w tym, że frustracja kibiców sięga granic. Aktualna atmosfera wokół Legii to nie tylko ujma dla klubowych fanatyków – to rysa na ogólnym wizerunku polskiej piłki nożnej.
Frustracja kibiców z Warszawy sięga apogeum
W sobotę (22.11) Legia była o krok od kolejnej żenującej kompromitacji. W ligowym meczu przeciwko przyjezdnym z Gdańska kontrolę nad jego przebiegiem miała właśnie Lechia. To ekipa gości pierwsza wyszła na prowadzenie, a piłkarze stołecznego klubu schodzili na przerwę w atmosferze gwizdów i wulgarnych „pozdrowień” swoich kibiców.
W drugiej połowie – za sprawą gola Kapustki – gospodarzom udało się wyrównać, lecz już w 77. minucie Biało-Zieloni ponownie objęli prowadzenie. Przyśpiewek i okrzyków, które wybrzmiewały na stadionie przy Łazienkowskiej, nie sposób cytować bez użycia cenzury: „Wypie*****ć! Wypie*****ć!” „Legia grać, ku*** mać!” czy „Biegać, walczyć i się starać, w Legii trzeba zapier****ć!”. Mniej wulgarne, ale w pełni zasłużone, były także okrzyki „Co Wy robicie?! Wy naszą Legię hańbicie!” – a z tym akurat nie sposób się nie zgodzić.

Ostatecznie gospodarzom udało się wyszarpać punkt w tym spotkaniu. Trafienie na wagę remisu zanotował w doliczonym czasie gry Wojciech Urbański, ale sami piłkarze Legii są świadomi, że nie mieli prawa myśleć o zwycięstwie.
Po meczu Bartosz Kapustka powiedział: „Zagraliśmy dzisiaj słabo. (…) Prosiliśmy się o to, aby ten mecz przegrać. Lechia miała w drugiej połowie szanse, które mogła wykorzystać i sytuacja byłaby jeszcze gorsza”. Autor drugiej bramki dla Legii, Wojciech Urbański, dodał: „Strzelony gol powoduje szczęście, ale raczej nie jest tak teraz. Do meczu podchodziliśmy z nastawieniem, by wygrać. Jak widać, jest 2:2, i nie jesteśmy zadowoleni.”
Stołeczny klub nadal bez trenera
Co do tego, że zatrudnienie Edwarda Iordănescu było ogromnym błędem włodarzy klubu, chyba nie ma żadnych wątpliwości. Lada chwila minie miesiąc od zakończenia współpracy z trenerem „Niewyspanescu”, a na światło dzienne wychodzą kolejne ciekawostki. Michał Żyro w programie „Liga+Ekstra” ujawnił, że były trener był niezwykle zaskoczony faktem, iż… pracując w Legii, należy dogłębnie analizować każdego przeciwnika! Taki oto rumuński „fachowiec” zaszczycił nas swoją obecnością w Ekstraklasie. Zaskakiwało go także to, jak rzetelnie inne zespoły w lidze przygotowują się do starć ze stołecznym klubem. No kto by się spodziewał?

Przekazanie władzy nad drużyną komuś takiemu już jest uwłaczające dla włodarzy klubu. Co więcej – Legia Warszawa od niespełna miesiąca pozostaje bez trenera. I tu wypada się zatrzymać i dokładnie zrozumieć skalę tego absurdu. Tak, ten klub, który hucznie zapowiada co roku walkę o mistrzostwo kraju, najpierw zatrudnił fatalnego szkoleniowca, a teraz pozostaje bez żadnej poważnej alternatywy. I to nie było tak, że współpraca ze szkoleniowcem zakończyła się nagle i niespodziewanie. Po nieudanym wejściu w sezon Rumun znalazł się na świeczniku bardzo wcześnie. Sam dyrektor sportowy klubu, Michał Żewłakow, zapewniał, że dogłębnie przygląda się jego pracy i na ocenę przyjdzie czas po wrześniowej przerwie reprezentacyjnej. Raczej niewiele wspólnego z profesjonalizmem ma zatem obecna sytuacja, gdzie „zespół walczący o mistrzostwo” został z najskromniejszym sztabem szkoleniowym w lidze i zastępczym trenerem w postaci Astiza.
Czy zatrudnianie Marka Papszuna w Legii ma sens?
Całą tę chryję o wyborze zastępcy „Niewyspanescu” miała rozluźnić informacja o wykupieniu z Rakowa Marka Papszuna. Według wstępnych doniesień miał on przenieść się do Warszawy jeszcze przed wznowieniem rozgrywek po listopadowych zmaganiach reprezentacji. Tak się jednak nie stało i wiele wskazuje na to, że temat jest, ale na jego realizację przyjdzie nam jeszcze poczekać. Być może wraz z końcem pierwszej odsłony sezonu?
Nieoficjalne źródła donoszą, że Marek Papszun powracający do Rakowa miał zagwarantować sobie zarobki sięgające około 3 milionów złotych rocznie! TVP Sport informuje z kolei, że szkoleniowiec wciąż negocjuje warunki swoich przenosin do stolicy. Wraz z Papszunem przy Łazienkowskiej mają pojawić się Artur Węska (asystent), Maciej Kowal (trener bramkarzy) oraz Michał Garnys (trener przygotowania motorycznego), a możliwe, że także i Dawid Kroczek (asystent). Nowy sztab ma inkasować łącznie około miliona euro rocznie i zostać najdroższym w historii Legii. Jednak czy to ma sens?
Aktualny (jeszcze) szkoleniowiec Medalików funkcjonuje w naturze władzy absolutnej, na którą w szeregach Legii raczej nie będzie większych szans. Pomijając fakt, że wcześniej Papszun osobiście zablokował transfer Brunesa, nakazując mu wybór dobra drużyny, to i tak taka zmiana w trakcie sezonu byłaby ogromnie kontrowersyjna. Raków przecież także aspiruje na mistrza kraju, a przed zespołem jeszcze długa droga w Lidze Konferencji. I jak w takiej sytuacji mieliby poczuć się jego podopieczni?

Czy ze stołecznego klubu i przymierzanego niegdyś do prowadzenia reprezentacji Polski trenera mógłby wyjść udany duet? Bardzo wątpliwe, ale w piłce nożnej w końcu wszystko jest możliwe. Istnieje jednak wiele przesłanek budzących obawy dla obu stron. Czy piłkarze Legii tworzą drużynę, która jest w stanie wypełniać założenia taktyczne, które sprawdzały się w Częstochowie? Czy kibice najbardziej medialnego klubu w Polsce z optymizmem będą patrzeć, gdy ich ukochany zespół gra być może skuteczniejszą, ale o wiele mniej przyjemną dla oka piłkę? Czy sam Papszun poradzi sobie z presją w tak wymagającym środowisku?
No i czy władze klubu są gotowe dać trenerowi czas na absolutną przebudowę zespołu? To wymaga cierpliwości, a z tą w Warszawie bywało różnie. Analizując osobę potencjalnie nowego trenera stołecznego klubu, nie sposób nie dostrzec tego, że wiele będzie musiał zmienić u samych podstaw, a na to wszystko potrzeba czasu.
Stracony sezon dla Legii Warszawa
Po 15 rozegranych meczach Legia znajduje się na 11. miejscu w tabeli – pomiędzy beniaminkiem z Gdyni a Motorem Lublin. Obecnie bliżej im do strefy spadkowej niż upragnionego mistrzostwa kraju. W tej kampanii te aspiracje można już włożyć między bajki. Dużym sukcesem byłby choćby ponowny udział w europejskich pucharach w kolejnych rozgrywkach. A przypomnijmy, że drogę do nich przez Puchar Polski skutecznie zablokowała Legionistom już Pogoń Szczecin.
Terminarz przed zimową przerwą w rozgrywkach także nie napawa optymizmem. Najpierw pojedynek z mocną Spartą Praga, a później 5 spotkań do rozegrania w przeciągu 18 dni – większość na wyjeździe.
Jeśli dla Legii ma być to kolejny „sezon przejściowy”, to warto, aby tym razem pojawił się w niej trener nie na lato, a na lata. Jeśli rzeczywiście ma nim zostać Marek Papszun, to jego dołączenie do klubu zimą ma największy sens, bo gdyby miało się to wydarzyć dopiero z końcem sezonu – o spektakularną poprawę gry Legii z marszu może być niezwykle trudno.

Jeden komentarz