Legia Warszawa i Edward Iordanescu — chaotyczna relacja
Ostatnie tygodnie w stołecznym klubie to czas dużych zawirowań. Z jednej strony niezadowalające wyniki, z drugiej — niezadowolony Edward Iordanescu. Oprócz tego kontuzja, która wykluczyła świetnego Nsame na cały sezon oraz forma znacznie poniżej oczekiwań. A jednak przy tym wszystkim Legia Warszawa potrafi wygrać trudne spotkanie w europejskich pucharach z Szachtarem. Można sobie zadać przy tym dwa pytania: jak do tego doszło i przede wszystkim — dokąd zmierzasz Legio?
Genialny Nsame i awans do Ligi Konferencji, czyli dobre złego początki
Po zaprezentowaniu nowego rumuńskiego trenera w warszawskiej drużynie można było pomyśleć, że Legia idzie w kierunku spokoju. Po rozemocjonowanym, ekspresywnym Portugalczyku Goncalo Feio przyszedł spokojny, stonowany, doświadczony trener z sukcesami na rumuńskim podwórku. Powiedzmy sobie szczerze — Euro 2024 w wykonaniu reprezentacji Rumunii mogło robić spore wrażenie.
Wrażenie mogły robić również ruchy transferowe Legii, która jednak zaczęła swoją aktywność rynkową dość późno. Ba, trzeba pamiętać, że sezon rozpoczął się protestem kibiców spowodowanym nieudolnością klubu w sprowadzaniu nowych piłkarzy. Ale gdy Michał Żewłakow zaczął już podpisywać nowych graczy, to zapewnił kibicom okienko pełne emocji. Mileta Rajović, Kamil Piątkowski, Damian Szymański, a przede wszystkim Kacper Urbański — na papierze te transfery wyglądają genialnie jak na warunki polskiej Ekstraklasy. Oprócz tego pojawiło się kilka mniej zjawiskowych wzmocnień — Arkadiusz Reca, Petar Stojanović czy Noah Weisshaupt to tylko początek wyliczanki solidnych zmienników.

Bohaterami dobrego początku nie byli jednak świeżo sprowadzeni piłkarze. Okazało się, że 32-letni napastnik, któremu da się szanse gry, potrafi nadal strzelać. I takim oto sposobem Jean-Pierre Nsame wprowadził Legię do Ligi Konferencji i jest nadal najlepszym strzelcem warszawskiej drużyny. Drugim ważnym punktem letniej kampanii Legii był Ryoya Morishita, który liczbowo nie dawał tyle, co w zeszłym sezonie, ale zawsze był jednym z jej najjaśniejszych punktów. Dziś jednak Edward Iordanescu nie może postawić na żadnego z wyżej wymienionych zawodników. Nsame zakończył sezon z końcem sierpnia zrywając Achillesa, a Japończyk Morishita reprezentuje dziś barwy Blackburn Rovers.
Powrót z reprezentacji, czyli słodko-gorzka jesień
Legia wchodziła w przerwę reprezentacyjną świeżo po awansie do Ligi Konferencji i rekordowych transferach — wychodzącym Jana Ziółkowskiego i przychodzącym Kacpra Urbańskiego. W międzyczasie przegrywając jednak dwa mecze ligowe. Ale przesłanie w przestrzeni medialnej brzmiało — drużyna potrzebuje czasu na zgranie. Wrześniowa przerwa reprezentacyjna była dla Edwarda Iordanescu swoistym drugim okresem przygotowawczym. Do drużyny dołączyli wtedy wspomniani już wcześniej Urbański, Piątkowski, Weisshaupt oraz Antonio Colak. I rzeczywiście drużyna się rozkręcała — po powrocie z przerwy reprezentacyjnej Legia rozgromiła Radomiaka 4:1, a maszyna rumuńskiego trenera wyglądała obiecująco. Tak też wyglądała w dwóch następnych meczach, gdzie warszawska drużyna dominowała zarówno z Rakowem jak i Jagiellonią. Możliwe, że przy trochę lepszym sędziowaniu (mecz w Częstochowie) i odrobinie szczęścia wygrałaby oba spotkania. Mecz z Pogonią był gorszy piłkarsko, ale za to przyniósł trzy punkty i raczej napawał optymizmem na dalsze poczynania drużyny. Aż do czwartkowego rozpoczęcia Ligi Konferencji…

Górnik, Zagłębie, a wszystko zaczęło się z Samsunsporem — co siedzi w głowie Iordanescu?
Przed meczem w europejskich pucharach rumuński trener zaskoczył wszystkich i wystawił zupełnie inny skład niż zaczynająca dobrze wyglądać pierwsza jedenastka z ostatnich meczów ligowych. Jedynym wspólnym punktem składu z niedzielnego meczu ligowego był bramkarz Kacper Tobiasz. Do tej pory nie wiadomo co kierowało szkoleniowcem Legii. Czy było to zlekceważenie, czy przerwa potrzebna dla zawodników? A może wizja zaskoczenia przeciwnika? Co by to nie było — nie zadziałało i turecka drużyna wywiozła trzy punkty ze stadionu przy Łazienkowskiej.

Dodatkowo, jeżeli trener Iordanescu chciał oszczędzić zawodników na ważny mecz ligowy z Górnikiem, to plan nie zadziałał podwójnie. Legia z potencjalnie pierwszym garniturem odniosła… miażdżącą porażkę 3:1 z liderem z Zabrza. W tym momencie można było pomyśleć, że Legia potrzebuje przerwy, a dokładnie przerwy reprezentacyjnej, lecz… ona też nic nie dała. Równo dwa tygodnie po śląskim blamażu warszawska drużyna zaliczyła identyczny wynik w Lubinie. A po meczu zaczyna wrzeć.
Iordanescu nadal za sterem, czyli co dalej?
Po meczu pojawia się coraz więcej głosów, że Iordanescu nie chce zostać dłużej w klubie. Takie głosy o niezadowoleniu trenera pojawiały się też już wcześniej, ale teraz miało dojść nawet do złożenia rezygnacji. Zarząd klubu nie przyjął jednak decyzji trenera. Następnego dnia nie odbył się trening, co mogło budzić niepokój w aspekcie meczu z Szachtarem. Dzień później trener udzielił wywiadu, w którym zasugerował, że wspólnie z zarządem podjął decyzje o pozostaniu.
W mediach zaczęło się mówić, że rumuński szkoleniowiec zostanie w Warszawie co najmniej do zimowego okna transferowego. To miało uspokoić napiętą sytuację wokół klubu, ale nadal pozostało najważniejsze — wygrać mecz. Ta sztuka się udała, jednak była to zasługa głównie jednej postaci — Rafała Augustyniaka. Czy taki wynik napędzi Legię przed niedzielnym klasykiem z Lechem i dalszą częścią sezonu? Czy humor Edwarda Iordanescu się w końcu poprawi? Tego jeszcze nie wiemy, ale wiadome jest jedno — nadchodzą kolejne ekscytujące tygodnie w Legii.
