Wydarzenia w 32. kolejce PKO BP Ekstraklasy spowodowały, że Lech Poznań mistrzostwo kraju ma na wyciągnięcie ręki! Ośmiokrotny triumfator, dzięki porażce Rakowa i wczorajszej wygranej z Legią przy Łazienkowskiej, rozdaje karty na finiszu sezonu.
Polskie „El Clásico”
Raków Częstochowa boleśnie się potknął, przegrywając u siebie 1:2 z Jagiellonią Białystok. Dla kibiców i wszystkich związanych z poznańskim Lechem był to niemal wymarzony scenariusz. Rywalizacja Lecha z Legią zawsze budzi ogromne emocje, ale tym razem dodatkowego smaczku dodała stawka — gra o mistrzostwo kraju. Wystarczyło pojechać na Łazienkowską, pokazać wyższość nad odwiecznym rywalem i zasiąść na fotelu lidera, mając końcowy triumf we własnych rękach, bez oglądania się na innych.

Najzagorzalsi fani Legii zadbali o oprawę, która — do czego nas już przyzwyczaili — robiła wrażenie. Show rozpoczął się już na samym początku meczu. Kibice nie zdążyli jeszcze nacieszyć się piłkarskim widowiskiem — może poza niezłym strzałem Goncalvesa — gdy w 3. minucie sędzia Wojciech Myć musiał przerwać grę z powodu gęstego zadymienia.
Po kilku minutach gra została wznowiona, jednak nie doczekaliśmy się wielkiego spektaklu. Obie drużyny próbowały stwarzać zagrożenie, ale akcje kończyły się niedokładnościami, faulami lub stałymi fragmentami gry. Około 21. minuty kibice Legii znów ruszyli z pirotechniką.

Spotkanie przerwano po raz drugi — tym razem zadymienie ograniczyło widoczność niemal do zera. Dopiero w 28. minucie sędzia pozwolił na kontynuowanie gry, ale tempo nadal pozostawało dalekie od oczekiwań. Dopiero w 41. minucie kibice mogli na moment ożyć, gdy Morishita zagrał do kompletnie niepilnowanego Rubena Vinagre, który… fatalnie przestrzelił, posyłając piłkę dobry metr nad poprzeczką.
Sędzia Myć doliczył aż 11 minut do regulaminowego czasu pierwszej połowy. Na boisku widać było jednak więcej oczekiwania na gwizdek odsyłający na przerwę niż gry — pełno było błędów, fauli i szarpanych akcji.

Najciekawszym momentem tej części meczu była kapitalna interwencja Pereiry w 8. minucie doliczonego czasu. Po wysokim przechwycie Luquinhasa, znakomitej wrzutce Morishity i groźnym strzale Goncalvesa wydawało się, że padnie gol. Tymczasem Pereira w nieprawdopodobny sposób wybił piłkę zmierzającą do siatki!
Na tym właściwie zakończyły się emocje w pierwszej połowie. Goście zeszli do szatni bez ani jednego celnego strzału na bramkę Vladana Kovacevicia. Gospodarze nie pokazali wiele więcej.
Legia Warszawa 0:1 Lech Poznań
W drugiej połowie na boisku mogliśmy zobaczyć pojedynek dwóch najdroższych piłkarzy Ekstraklasy — Rubena Vinagre i Marka Walemarka, który po przerwie zmienił Daniela Hakansa. Czy bohaterowie dwóch największych transferów do naszej ligi zapewnili nam wspaniałe widowisko? W żadnym wypadku — obaj zaprezentowali się poniżej oczekiwań. O wiele bardziej ekscytujące było porównywanie młodszych piłkarzy po obu stronach, którzy zasługują na pochwałę. Zarówno Jan Ziółkowski, jak i Wojciech Mońka zaprezentowali się z naprawdę dobrej strony.
Ale po kolei… Po wznowieniu meczu jego jakość nie uległa poprawie. Daleko było temu spotkaniu do wyobrażeń, jakie przychodzą na myśl w kontekście tak legendarnej rywalizacji w Polsce. Gra była równie bezbarwna jak występ Ilji Szkurina, który opuścił boisko w 57. minucie.

Lech wyglądał niemrawo, momentami sprawiając wrażenie, jakby remis ich satysfakcjonował. Mecz był statyczny, a jego tempo rozkręcało się wyjątkowo wolno. W 69. minucie Ziółkowski oddał groźny strzał po rzucie rożnym, ale Bartosz Mrozek popisał się fenomenalnym refleksem. Niebawem po tym groźną akcję przeprowadzili goście — Patrik Walemark dynamicznie wbiegł w pole karne, ale zamiast dogrywać do Ishaka, oddał niecelny strzał z ostrego kąta.
Wciąż brakowało konkretów, ale dało się odczuć, że widowisko powoli nabiera jakości. Wydawało się, że bramka wisi w powietrzu. Obie drużyny miały chwilę na złapanie oddechu, bowiem trenerzy desygnowali zmienników.
Pierwsza bramka padła dopiero w 77. minucie, ale… warto było czekać! Legioniści stracili piłkę przed własnym polem karnym, po drobnym zamieszaniu Joel Pereira podał do Aliego Gholizadeha, który oddał bajeczny strzał z 16 metrów w samo okienko. Vladan Kovacevic nie miał nic do powiedzenia!
Do końca meczu wynik nie uległ zmianie. Nie było to spektakularne widowisko. Nie było to też porywające zwycięstwo nad odwiecznym rywalem na jego własnym stadionie. Niemniej jednak, była to być może najważniejsza wygrana Lecha w tym sezonie!
Kto wie? Może Gholizadeh zdobył bramkę na wagę mistrzostwa Polski?

Lech Poznań na ostatniej prostej po mistrzostwo
Po 32. kolejce Kolejorz zapewnił sobie co najmniej wicemistrzostwo Polski. Sięgnięcie po pełną pulę jest teraz wyłącznie w ich rękach. Wszystko rozstrzygnie się w dwóch ostatnich kolejkach sezonu. Lechitów czeka wyjazd do Katowic, gdzie zmierzą się z GKS-em, a na zakończenie podejmą u siebie Piasta Gliwice. Raków Częstochowa z kolei najpierw zagra w Kielcach z Koroną, a na koniec sezonu zmierzy się u siebie z Widzewem Łódź.
Na drodze do ostatecznego triumfu obie drużyny w trakcie sezonu potrafiły już „włożyć sobie kij w szprychy”. Lech Poznań mistrzostwo kraju może wywalczyć po raz dziewiąty w historii. Teraz wszystko zależy od tego, czy Niels Frederiksen zdoła zadbać o odpowiednią mentalność drużyny na finiszu rozgrywek. Każde potknięcie, nawet remis, może bezlitośnie wykorzystać zespół prowadzony przez Marka Papszuna.