fot. Maciej Gillert

„Houston, mamy problem” — czyli co jest nie tak z Legią Warszawa?

Legia Warszawa wchodziła w ten sezon z dużymi ambicjami. Główna z nich — powrót mistrzostwa Polski do stolicy. Oprócz tego, po zeszłorocznej batalii w Lidze Konferencji, stołeczny klub miał chrapkę na więcej — awans do Ligi Europy. I były do tego podstawy, w końcu stołeczny klub w sierpniu miał najdroższą kadrę w całej naszej lidze. Jednak już w listopadzie wiemy, że Legia odpadła z Pucharu Polski, nie dostała się do Ligi Europy, a Ekstraklasa ucieka. Problemy na każdej płaszczyźnie.

Pogoni za mistrzostwem ciąg dalszy

Ostatnie mistrzostwo Legia zdobyła w sezonie 2020/2021 — w drugim sezonie „pandemicznym” i ostatnim sezonie z Ekstraklasą liczącą jedynie 16 drużyn. Z grających w tamtej drużynie piłkarzy dziś w kadrze pozostało jedynie trzech graczy — Bartosz Kapustka, Paweł Wszołek i oczywiście Artur Jędrzejczyk. Dodatkowo w szerokiej kadrze był młodziutki wtedy Kacper Tobiasz, ale on debiutu się nie doczekał, gdyż w bramce stał wtedy legendarny Artur Boruc. Wcześniejsze mistrzostwo Legia świętowała zaledwie rok wcześniej, przypieczętowując tym 6. mistrzostwo w drugiej dekadzie 21. wieku. Legia była wtedy hegemonem polskich rozgrywek.

fot. Piotr Dziurman

Dziś to mrzonki. W ostatnich 4 sezonach Legia potrafiła pokonywać Leicester 1:0 w Lidze Europy, jednocześnie sezon ligowy kończyć na rekordowo niskim 10. miejscu. W tych latach wychodziła również z grup Ligi Konferencji i zdobywała dwukrotnie Puchar Polski. Jednak Król Zygmunt na Starym Mieście czeka na mistrzostwo Polski już bardzo długo, jak na warunki stołecznego klubu. I kibice też…

Karuzela trenerska kręci się dalej

Uwaga, mocna statystyka: ostatnim trenerem, który przepracował w Legii dwa pełne sezony, był… Maciej Skorża. Miało to miejsce w piłkarskiej prehistorii — sezony 2010/2011 i 2011/2012. Od tego czasu Legię prowadziło piętnastu (!) różnych trenerów — w tym Aleksandar Vuković, który pełnił tę funkcję aż… 4 razy.

fot. Maciej Gillert

Od czasu Skorży najbliżej wyczynu utrzymania się przez 2 sezony był Kosta Runjaic. Przez ławkę Legii poza wyżej wymienionymi Vukoviciem i Runjaiciem przewinęli się w tym czasie: dwaj późniejsi selekcjonerzy naszej kadry narodowej (Jan Urban i Czesław Michniewicz), były piłkarz Manchesteru United Henning Berg, zadaniowiec z Rosji Stanislav Czerczesow, albański bajerant Besnik Hasi, portugalski bajerant Ricardo Sa Pinto, chorwacki duet bez wcześniejszego doświadczenia trenerskiego (Romeo Jozak i Dean Klafurić), legenda klubu Jacek Magiera, ekscentryczny Goncalo Feio i będący jego zupełnym przeciwieństwem Edward Iordanescu, który jest najnowszą ofiarą gorącego stołka.

W międzyczasie dziurę między pierwszymi trenerami latał tymczasowo Marek Gołębiewski. Podobne zadanie ma dziś Inaki Astiz, który miał okazję pracować z większością wymienionych trenerów jako piłkarz bądź członek sztabu. Choć może on dostanie szansę na prowadzenie klubu trochę dłużej…?

Winni są nie tylko trenerzy — co się dzieje z piłkarzami?

Trzeba pamiętać, że mimo zmian trenerskich Legia w poprzedniej dekadzie potrafiła zdobywać trofea. Ba, nawet awansować do Ligi Mistrzów i łączyć ją z grą w Ekstraklasie. W tym sezonie jednak coś niepokojącego dzieje się nie tylko w sztabie trenerskim, ale i wśród piłkarzy.

fot. Maciej Gillert

Bartosz Kapustka, który w ostatnich latach był swego rodzaju twarzą „nowej Legii” w tym sezonie gra poniżej poziomu, do którego przyzwyczaił. Tak samo Ruben Vinagre, który wejście do klubu miał świetne, a w tym sezonie jego gwiazda nie świeci zbyt jasno. Mileta Rajovic, który od przyjścia (nawet przy zdrowym JP Nsame) był szykowany na pierwszego napastnika, zdecydowanie nie zachwyca. Coraz częściej kibice z nostalgią wspominają skutecznych napastników jak Nemanja Nikolić czy Tomas Pekhart.

Czy ten sezon jest już stracony dla Legii?

Od meczu z Lechem minął tylko lekko ponad tydzień, a w Warszawie w tym czasie… można by powiedzieć wybuchła już bomba. Legia, odpadając z Pucharu Polski, traci szansę na trofeum, które w ostatnich czasach potrafiło choć trochę poprawić humor przy niepowodzeniach ligowych i zagwarantować grę w europejskich pucharach. A te niepowodzenia w tym sezonie są duże – 10. miejsce mogłoby nie być niepokojące w sierpniu, ale w listopadzie jest to już poważny alarm. Tym bardziej przy pędzonym jak pendolino Górniku i niepewnej sytuacji sztabowej. Będzie to zdecydowanie ciężka przeprawa do końca sezonu w Warszawie i czeka nas kolejny „sezon przejściowy”.

Wspieraj nas - udostępnij!

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *