„Reach for the stars” – taki napis widniał na efektownej oprawie zaprezentowanej przez kibiców poznańskiego Lecha. Gdyby druga część spotkania przebiegała równie dobrze jak pierwsza – wszyscy nabralibyśmy przekonania, że mistrz Polski rzeczywiście może sięgnąć gwiazd.
Crvena Zvezda Belgrad: rywal z wyższej półki
Przed meczem nikt nie stawiał Lecha w roli faworyta. Wiele aspektów przemawiało na korzyść bałkańskiego rywala. Crvena Zvezda Belgrad to klub dysponujący pieniędzmi w skali znacznie przewyższającej polskie standardy. Większa wartość składu, transfery, o jakich Lech mógłby pomarzyć, ogromne doświadczenie w europejskich rozgrywkach i na końcu – po prostu znacznie wyższa jakość piłkarska.

W Poznaniu nie żałowano pieniędzy na wzmocnienia przed sezonem 2025/2026. Włodarze Lecha zainwestowali łącznie 3,4 mln euro. Dla porównania – rywale zapłacili znacznie więcej za samego Shavy Babickę z francuskiej Toulousy. Możliwości finansowe klubu pozwalają kusić piłkarzy kontraktami opiewającymi na kilka milionów euro za sezon gry.
Crvena Zvezda ma na koncie 14 tytułów mistrzowskich Serbii, z czego w ostatnich 5 sezonach sięgała po nie regularnie. W minionym sezonie – gdy Lech szybko odpadł z Pucharu Polski i grał tylko w lidze – zespół z Serbii rozgrywał mecze z największymi klubami w Europie. W fazie ligowej Ligi Mistrzów mierzyli się m.in. z Barceloną, Interem Mediolan, AS Monaco czy AC Milanem. Serbowie nie tylko zbierali doświadczenie, ale potrafili choćby ograć 5:1 niemieckie VfB Stuttgart.
W piłce nożnej jednak sensacyjnych wyników nie brakuje i na taki liczyła też cała kibicowska Polska.
Jak równy z równym: pierwsza odsłona starcia z Serbami
W środowy wieczór stadion przy Bułgarskiej wypełniony był po brzegi.

Jeszcze przed meczem Niels Frederiksen przyznał, że zamierza przystąpić do tego spotkania z ofensywnym nastawieniem. I rzeczywiście – ponad 40 tysięcy widzów miało przyjemność oglądać widowiskowy i niezwykle emocjonujący pojedynek mistrza Polski z hegemonem serbskiej Super ligi.
Już od pierwszego gwizdka oglądaliśmy otwarty mecz. Żadna ze stron nie prezentowała przesadnego respektu do rywala i szukała swoich szans na dobre wejście w mecz. W 2. minucie Luis Palma oddał nawet pierwszy celny strzał zza pola karnego. Ekipa gości szybko jednak narzuciła wysokie tempo, a mistrz Polski miał problemy ze skuteczną grą na takiej intensywności. Pierwsza bramka padła już w 9. minucie.

Serbowie popisali się serią szybkich, krótkich podań i ekspresowo znaleźli się z piłką w polu karnym Mrozka. Ustawiony plecami do bramki Cherif Ndiaye wyłożył piłkę nabiegającemu Krunićowi, a Bośniak precyzyjnym strzałem umieścił piłkę w siatce.
Drużyna gospodarzy – mimo trudnego początku – prezentowała dużą pewność siebie i determinację. Po pierwszym kwadransie piłkarze Dumy Wielkopolski zaadaptowali się do rytmu narzuconego przez przeciwnika. Lechici z każdą minutą wyglądali coraz lepiej i stopniowo przenosili ciężar gry na stronę Serbów. Było coraz więcej dośrodkowań, prób Luisa Palmy czy Bengtssona, a w pole karne wtargnął nawet rozpędzony Ali Gholizadeh. Wciąż brakowało jednak najważniejszego – udanej finalizacji.
Tłumnie zebrani na stadionie kibice nieśli swoim dopingiem piłkarzy, by ci w końcu pokonali brazylijskiego bramkarza. Piłkarze Crveny Zvezdy musieli być bardzo zaskoczeni tym, jak wielkiego rozpędu nabrali gospodarze. Momentami spychani byli wręcz do rozpaczliwej defensywy, a tego na pewno się nie spodziewali. Dominacja Lecha w końcu przełożyła się na wynik w 34. minucie!

Fenomenalną wrzutką popisał się João Moutinho, a z woleja zwieńczył dzieło nie kto inny, jak kapitan Lecha – Mikael Ishak!
To był przełomowy moment, po którym zarówno kibice, jak i piłkarze na boisku uwierzyli, że pokonanie serbskiego hegemona jest jak najbardziej w zasięgu Kolejorza! Już kilka minut po wyrównaniu było blisko wyjścia na prowadzenie. W 39. minucie Ali Gholizadeh oddał mocny strzał zza pola karnego, ale niestety – fantastyczną paradą wykazał się Matheus.
Do szatni oba zespoły schodziły przy remisowym wyniku, a na stadionie panowała euforia i przekonanie, że kolejny gol to tylko kwestia czasu.
Lech opadł z sił: gwiazdy oddaliły się po przerwie
Po pierwszych 45 minutach podopieczni Frederiksena byli mocno wyeksploatowani nie tylko mentalnie, ale i fizycznie. Wejście na poziom intensywności – do którego przyzwyczajeni są piłkarze Crveny Zvezdy – wiązało się z nie lada wysiłkiem.
Mimo zmęczenia, po zmianie stron, obie drużyny wyszły na murawę z aspiracjami przechylenia szali zwycięstwa na swoją stronę. Już w 51. minucie gospodarzom przytrafiło się coś, co było niczym mocny cios w splot słoneczny. Po rzucie rożnym i zamieszaniu w polu karnym piłkę z linii bramkowej wybijał Mateusz Skrzypczak. Okazało się jednak, że tuż przed interwencją defensora piłka przekroczyła linię bramkową.

Po konsultacji z wozem VAR Tobias Stieler przyznał bramkę na korzyść Serbów.
Lechici ponownie musieli gonić wynik, a w okolicach 60. minuty wyraźnie zaczęli opadać z sił. Niels Frederiksen dokonał zmian w składzie, ściągając z boiska Gholizadeha oraz Bengtssona, a na ich miejsce posyłając Rodrigueza i Szymczaka. Zmiennicy mieli problemy z dorównaniem do jakości prezentowanej na boisku. Na domiar złego w 69. minucie została wymuszona kolejna zmiana. Filip Jagiełło musiał opuścić boisko, a wraz z nim na ławkę odesłano zmęczonego Kozubala. Na murawie pojawili się Gisli Thordarson oraz Timothy Ouma.
W 73. minucie goście zaczęli naciskać piłkarzy Lecha przy wyprowadzaniu piłki spod własnego pola karnego. Gdy futbolówkę przyjął Pereira, popełnił fatalny błąd przy próbie odegrania, a Serbowie chętnie skorzystali z prezentu. Mirko Ivanić wystawił piłkę Bruno Duarte, a Brazylijczyk poszusował z nią w polu karnym, by po chwili ustalić wynik spotkania na 1:3.

Po tym golu z piłkarzy Lecha uleciał duch walki, a i ekipa gości coraz częściej decydowała się na urywanie czasu rywalom. Gra znacząco się uspokoiła i żadna ze stron nie stworzyła już większego zagrożenia.
Widowisko było przednie. Gospodarze walczyli dzielnie, ale to wciąż nie jest poziom, który pozwoliłby polskiemu zespołowi podjąć rękawicę z największymi klubami w Europie. No, chyba że mecze trwałyby nie więcej niż 45 minut…
Oceny piłkarzy Lecha: wrażenie lepsze od wyniku
Przyjmując, że nota wyjściowa to 6, podane oceny są e skali 1-10.
Bartosz Mrozek (5): Od początku sezonu odbiega od poziomu, do którego przyzwyczaił nas w minionej kampanii. Przy bramce na 0:1 był bliski skutecznej interwencji, ale nie zdołał wyłapać piłki. Przy golu na 1:3 mógł ustawić się nieco lepiej.
Joel Pereira (4): Próbował pomagać w ofensywie i momentami wyglądał nieźle. Często tracił piłkę i podawał niecelnie (zaledwie 65% skuteczności). Jego błąd przy wyprowadzeniu doprowadził do straty bramki.
Mateusz Skrzypczak (7): Walczył jak lew, biegał po całej długości boiska i nie popełnił żadnego rażącego błędu. Zaliczył sporo wygranych pojedynków i wybić.

Antonio Milić (6): Zagrał poprawnie, choć nieco w cieniu Skrzypczaka. Przy golu na 1:3 mógł zasekurować Mrozka nieco lepiej.
João Moutinho (7): Dobre fragmenty przeplatał gorszymi, ale należy docenić jego świetną asystę, po której padł jedyny gol dla Lecha.
Filip Jagiełło (6): Starał się być wszędzie i pracować dla zespołu w każdej fazie spotkania.
Antoni Kozubal (7): Cichy bohater tego meczu. Dużo pracował w defensywie, notując sporo wygranych pojedynków, a ponadto wspierał zespół w ofensywie.
Luis Palma (5): Robił sporo szumu, ale niewiele z tego wynikało. Zbyt często tracił piłkę i miewał problemy z podejmowaniem odpowiednich decyzji.
Ali Gholizadeh (6): Nie odzyskał jeszcze pełni formy, ale miewał przebłyski. Potrafił popisać się kapitalnym dryblingiem, a zaraz po tym fatalnie zagrać piłkę. Wyróżniał się na tle ofensywnych piłkarzy Lecha.
Leo Bengtsson (6): Miewał lepsze i gorsze fragmenty spotkania. Pracował ciężko, ale zaliczył sporo strat i nie potrafił poważnie zagrozić bramce rywali.
Mikael Ishak (8): Podobno to właśnie jego rywala obawiali się najbardziej… i słusznie. Szwed dwoił się i troił, wracał do defensywy, a świetną asystę Moutinho zamienił na bramkę.
Zmiennicy:
Pablo Rodríguez (6): Zaliczył przeciętny występ. Grał dość zachowawczo i nie wpłynął znacząco na przebieg spotkania poza jednym kluczowym podaniem.
Filip Szymczak (4): Rozczarowujący występ. Spędził na murawie ponad pół godziny, a w zasadzie można napisać, że przeszedł obok meczu.
Timothy Ouma (6): Całkiem dobra zmiana, godnie zastąpił Filipa Jagiełłę, przejmując jego obowiązki w defensywie i kreowaniu.
Gisli Thordarson (6): Dobra zmiana. Był aktywny, pracował dla zespołu, ale gdyby tylko lepiej wykorzystał swoją okazję w polu karnym… ocena byłaby znacznie wyższa.

Robert Gumny (-): Grał zbyt krótko, aby rzetelnie ocenić jego postawę.
Mecz rewanżowy odbędzie się we wtorek 12 sierpnia w Belgradzie o 21:00.
Jeden komentarz