Po dwóch bolesnych porażkach Kolejorz w końcu przebudził się z letargu. Pół godziny spotkania wystarczyło, by od temperamentu Islandczyków chłodniejsze były jedynie ryby w chłodni na nabrzeżu Reykjavíku. Awans do kolejnej rundy w walce o Ligę Mistrzów niemal pewny!
Rywal z niższej półki
Obrazując różnicę sił pomiędzy obiema ekipami, wystarczy napisać, że drużyna mistrza Islandii wyceniana jest na około 4,2 mln euro. Podobną wartość składu szacuje się dla… grających na zapleczu Ekstraklasy Ruchu Chorzów czy Stali Rzeszów.

Drużyna Lecha jest na tę chwilę najwyżej wycenianą w całej lidze, a jej wartość szacowana jest na niespełna 50 mln euro. Ligowy rywal islandzkiego klubu – Víkingur Reykjavík – ma kadrę o podobnej wartości co Breidablik, a mimo to w 2022 roku potrafił napsuć krwi Lechowi. Co prawda to polski klub awansował do kolejnego etapu, ale Islandczycy w roli gospodarza ograli wtedy Kolejorza 1:0. W Poznaniu walka była zaciekła, a szalę na swoją korzyść Lech przechylił dopiero w dogrywce.
Mistrz Polski mimo przewagi „na papierze” miał swoje problemy. Kontuzje kluczowych graczy, brak zgrania przebudowanej drużyny czy fatalne wejście w sezon. Duma Wielkopolski najpierw odniosła porażkę w rywalizacji o Superpuchar Polski w starciu z odwiecznym rywalem, a na inaugurację sezonu zebrała manto od zaprzyjaźnionej Cracovii. Jednak kibice, którzy po nieudanym starcie odpuścili sobie zakup biletu na kolejny mecz Kolejorza, popełnili błąd. Wielki błąd, bowiem podopieczni Frederiksena przełamali impas i to w fenomenalnym stylu!
Wątpliwe kompetencje arbitra
Spotkanie przy Bułgarskiej prowadził belgijski arbiter – Jasper Vergoote. Napisać, że podjął on kilka kontrowersyjnych decyzji, to… nic nie napisać. Z poziomu boiska dostrzegał niewiele. Przy najprostszych sytuacjach musiał konsultować się z VAR-em, a mimo tego niektóre decyzje wydawały się kompletnie niezrozumiałe.

Belg zarządzał tym meczem fatalnie. Polski kibic po tak satysfakcjonującym zwycięstwie Lecha nie będzie zbyt długo utyskiwać, ale mimo to arbitrowi należałoby mocno odłożyć w czasie kolejny mecz do poprowadzenia na tym poziomie. A zaznaczmy, że nie było to spotkanie z gatunku tych arcytrudnych do sędziowania.
Rollercoaster w pierwszej odsłonie
Gospodarze zameldowali się na murawie z kilkoma zmianami w wyjściowej jedenastce względem ostatniej ligowej potyczki z Cracovią.

Skrzypczak zastąpił Douglasa, Thordarson ustąpił miejsca Afonso Sousie, a ze składu zniknął Gumny, przez co Joel Pereira mógł grać tam, gdzie ewidentnie czuje się najlepiej. Leo Bengtsson został przerzucony na prawe skrzydło, a po przeciwnej stronie swoich sił miał spróbować Filip Szymczak.
Od pierwszego gwizdka Lech rzucił się do ataku. Już w 4. minucie udało się otworzyć wynik spotkania. Z rzutu rożnego piłkę posłał Pereira, a Antonio Milić precyzyjnym strzałem głową pokonał Einarssona. Podopieczni Frederiksena coraz śmielej poczynali sobie, pracując nad powiększeniem przewagi.
Nie zdążył minąć drugi kwadrans spotkania, a na stadionie wybuchły gwizdy i buczenia kibiców. Zdaje się, że bez zarzutu w polu karnym interweniował Milić, ale widowiskowy upadek na ziemię Valgeirssona musiał zakłamać odbiór tej sytuacji przez arbitra. Ten, mimo analizy przy monitorze VAR, podyktował rzut karny dla ekipy przyjezdnych.

Szansę pewnie wykorzystał 30-letni Gunnlaugsson, wyrównując tym samym wynik spotkania.
Rozzłoszczeni gospodarze ruszyli do ataku. Minęło raptem kilka minut, a los ponownie uśmiechnął się do Lechitów. Ishak, który lada moment miał znaleźć się sam na sam z bramkarzem, został sfaulowany przez Mergeirssona. Sędzia, reagując na to, wyciągnął… żółtą kartkę. Na całe szczęście Belg się opamiętał i podbiegł do monitora, by jeszcze raz przyjrzeć się sytuacji. Nastąpiła zmiana decyzji i od 32. minuty drużyna gości grała w osłabieniu. Pięć minut później za koszulkę w akcji ofensywnej ciągnięty był Antonio Milić. Został podyktowany pierwszy rzut karny na korzyść poznańskiego Lecha.

Do jedenastki podszedł Ishak i mocnym strzałem w lewy dolny róg bramki podwyższył prowadzenie.
Gospodarze nie zwalniali tempa. W 42. minucie Michał Gurgul spod linii końcowej dośrodkował piłkę do Pereiry, a ten ze skraju pola karnego precyzyjny strzał zamienił na kolejnego gola. Radość kibiców przytłumiła jednak postać Afonso Sousy, który zgłosił problemy zdrowotne. Niels Frederiksen został zmuszony do przeprowadzenia zmiany i do boju posłał 20-letniego Thordarsona. Co ciekawe, to właśnie Breidablik był klubem, w którym wychował się Islandczyk.
W doliczonym czasie gry, podczas kolejnej akcji defensywnej we własnym polu karnym, jeden ze stoperów drużyny gości zagrał piłkę ręką. Mikael Ishak ponownie wziął na siebie odpowiedzialność wykonania jedenastki. Szwed po raz drugi pewnie wykorzystał swoją szansę.

Jeszcze przed gwizdkiem odsyłającym piłkarzy do szatni swoją debiutancką bramkę w barwach Lecha ustrzelił Leo Bengtsson. To już nie był zwykły mecz, a publiczne egzekwowanie prawa silniejszego – Lech gromił rywala.
Druga odsłona dominacji Lecha
W przerwie obaj trenerzy zdecydowali się na dokonanie zmian. W polskim zespole Milića zastąpił Douglas, a za Kozubala pojawił się debiutujący Timothy Ouma. Po stronie gości miejsce Jonssona zajął Muminović.
Plan Halldora Arnasona na drugą połowę był prosty i w pełni zrozumiały – autobus w polu karnym i minimalizowanie strat przed meczem rewanżowym. Mimo że Islandczycy byli już tylko tłem dla rozpędzonego Lecha, ambitnie walczyli w defensywie. Lechici długimi fragmentami nie mogli znaleźć wolnej przestrzeni i przetransportować piłki w pole karne. Drużyna gości próbowała kilka razy przeprowadzać kontratak, ale zwykle nie potrafiła stworzyć z tego realnego zagrożenia.

Gdy kibice zaczęli przypuszczać, że wynik nie ulegnie już zmianie, w 77. minucie urokliwym golem z dystansu zaskoczył Filip Jagiełło! Trzeba przyznać, że Polak pracował ciężko przez całe spotkanie i ta bramka zwyczajnie mu się należała. Na stadionie nastąpił wybuch euforii.
W 85. minucie jeden z defensorów Breidabliku sprokurował kolejny rzut karny. Do strzału po raz trzeci podszedł kapitan Kolejorza i… ustanowił tym wynik spotkania na 7:1, kompletując przy tym hat-tricka.
Lech Poznań nie tylko zafundował kibicom grad goli, ale przede wszystkim pokazał w tym meczu mentalność zwycięzców. Awans do kolejnego etapu jest już niemalże przesądzony. Włodarze klubu sondowali przełożenie ligowego meczu z Lechią Gdańsk, lecz wszystko wskazuje na to, że nie będzie takiej potrzeby. Rewanż w Islandii już w środę, 30 lipca o 20:30!