fot. Tomasz Kłuczyński | PolskaGola.Info

Nareszcie wróciła Ekstraklasa! Każdy, kto obstawia wyniki naszej rodzimej ligi u bukmacherów, musi mieć… nerwy ze stali. Polskie drużyny nieustannie zaskakują swoich kibiców — nie zawsze pozytywnie — a inauguracyjna kolejka tylko to potwierdziła.

Jagiellonia Białystok 0:4 Bruk-Bet Termalica Nieciecza

fot. T. Madejski I BB Termalica Nieciecza

Beniaminek z Niecieczy miał naprawdę obiecujący okres przygotowawczy. W pięciu meczach nie ponieśli porażki, a ograli m.in. Raków Częstochowa i… Omonię Nikozja! Gdy przyszło grać o punkty, zameldowali się w Ekstraklasie z przytupem. W ostatnim tekście poświęconym przygotowaniom Termaliki zakładałem, że ich wyniki będą w dużej mierze zależeć od jakości wzmocnień. Po pierwszym meczu trzeba jednak przyznać, że nawet bez nowych twarzy Słoniki wyglądały imponująco. Jedynymi debiutantami byli Miłosz Mleczko w bramce oraz Radu Boboc, który wszedł z ławki w 69. minucie.

Po stronie gospodarzy – mistrza z sezonu 2023/24 – sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Trzy sparingowe porażki — w tym upokarzające 1:7 z Widzewem — i tylko jedno zwycięstwo. Do tego kadrowa rewolucja: 12 ubytków, w tym kilku kluczowych graczy. W pierwszym składzie pojawiło się dwóch nowych piłkarzy, a licząc powracającego Bartłomieja Wdowika – trzech. Z ławki doszło kolejnych czterech debiutantów.

Kibice z Podlasia mieli prawo być zaniepokojeni, ale nikt nie przypuszczał, że starcie z beniaminkiem okaże się — kolokwialnie mówiąc — pojedynkiem gołego tyłka z batem. Bukmacherzy dawali Termalice zaledwie 14% szans na zwycięstwo…

Pierwszego gola w nowym sezonie Ekstraklasy zdobył Krzysztof Kubica, wykorzystując zamieszanie po rzucie rożnym w 17. minucie. Jagiellonia próbowała odpowiedzieć, ale brakowało skuteczności. W końcówce pierwszej połowy podyktowano rzut karny dla gości, który pewnie wykorzystał faulowany wcześniej Kamil Zapolnik. Chwilę później fenomenalnym strzałem popisał się Morgan Fassbender. Abramowicz był bez szans.

fot. T. Madejski I BB Termalica Nieciecza

Mimo kiepskiej gry Jagiellonii trener Adrian Siemieniec nie zdecydował się na zmiany w przerwie. Słoniki kontynuowały dominację, a gospodarze praktycznie zniknęli z boiska. W 75. minucie Gabriel Isik dobił rywala mocnym strzałem pod poprzeczkę. Wynik 0:4 to najmniejszy wymiar kary. Wejście Jagiellonii w nowy sezon? Po prostu fatalne.

Lech Poznań 1:4 Cracovia

Kolejorz nie szczędził środków przed sezonem. W Poznaniu wydano dotychczas 3,4 miliona euro na transfery. Kolejne wzmocnienia w zespole zostały wymuszone kontuzjami Wålemarka, Murawskiego i Håkansa. Mimo problemów mistrza Polski, mało kto przypuszczał, iż na własnym stadionie zbiorą manto od ekipy Cracovii… a jednak.

fot. Tomasz Kłuczyński | PolskaGola.Info

Ekipa gości — choć bez wielkiej rewolucji — przebudowała skład po odejściu Källmana i Ghiţy. Pierwsze efekty? Debiuty Dominika Piły i nowego snajpera, Filipa Stojilkovica.

Wydawało się, że gospodarze – po przegranym Superpucharze Polski z odwiecznym rywalem – wyjdą na boisko mocno zmotywowani. Tymczasem już w 2. minucie meczu fatalny błąd popełnił Michał Gurgul – goście wyłuskali piłkę, Hasic przeprowadził udany rajd, odegrał do Stojilkovica, a ten zwieńczył akcję silnym strzałem w światło bramki. W 26. minucie obaj piłkarze przeprowadzili kolejną udaną kontrę, zamieniając się rolami – tym razem to Szwajcar odegrał piłkę, a Ajdin Hasic technicznym uderzeniem lewą nogą wpakował ją za plecy Mrozka. Gospodarze zdołali odpowiedzieć dopiero za sprawą rzutu karnego w ostatnich minutach pierwszej połowy. Henriksson w starciu z Kozbubalem uderzył piłkę dłonią, a efektem tego przewinienia był celny strzał Ishaka i zmiana wyniku na 1:2.

fot. Tomasz Kłuczyński | PolskaGola.Info

Po zmianie stron nadzieja – którą swoim golem wlał w serca kibiców kapitan Kolejorza – szybko obumarła. W 52. minucie Cracovia ponownie uciszyła kibiców zebranych na stadionie Lecha. Dominik Piła fantastycznie podał piłkę piętką do Hasica, a chwilę później Bośniak miał już na swoim koncie dublet. Osiem minut później Lech ponownie popełnił fatalny błąd na własnej połowie – Gisli Thordarson pod presją stracił piłkę, ta trafiła pod nogi Martina Mincheva, który mocnym strzałem zza pola karnego ustanowił wynik spotkania.

Fatalne wejście w nowy sezon – według medialnych doniesień – miało skutkować zaproszeniem na poważną rozmowę Nielsa Frederiksena przez Piotra Rutkowskiego. Warto przypomnieć, że 54-letni Duńczyk raptem dwa miesiące temu został wybrany trenerem sezonu podczas Gali Ekstraklasy…

Widzew Łódź 1:0 Zagłębie Lubin

fot. Wojciech Czarnociński | widzew.com

Po piątkowych sensacjach, mecze zaplanowane na sobotę rozpoczęły się od skromnej wygranej Widzewa przed własnymi kibicami. Po zmianach w łódzkim klubie i sporej kwocie przeznaczonej na transfery podniosły oczekiwania kibiców — ale efekt sportowy na razie umiarkowany. Z kolei sympatycy drużyny przyjezdnej mocno liczą na to, że Zagłębie wywalczy w tej kampanii coś więcej niż 15. pozycję w Ekstraklasie.

Na boisku od pierwszej minuty pojawiło się pięciu debiutantów po stronie gospodarzy i dwóch po stronie gości z Lubina. Kolejne dwie nowe twarze – po jednej w każdej ekipie – pokazały się po wejściu z ławki.

Spotkanie od samego początku wyglądało na wyrównane. Pojedyncze zrywy oglądaliśmy po obu stronach boiska. Kontrola gospodarzy nad meczem zaczęła zarysowywać się dopiero po pół godziny gry. W 32. minucie Julian Shehu doskonale wypracował sobie pozycję i oddał mocny, groźny strzał, lecz bardzo dobrze wyciągnął się i obronił go Dominik Hładun. Ekipa gospodarzy naciskała coraz mocniej, aż w 40. minucie Shehu oddał kolejny bajeczny strzał – tym razem zza pola karnego, bardziej precyzyjnie – i Hładun pozostał bez szans.

Gdy sędzia Raczkowski wznowił grę po przerwie, z dużą determinacją do ataku ruszyła ekipa przyjezdnych. Mimo dużych ambicji gości – tego popołudnia defensywa Widzewa spisywała się bardzo dobrze. Gospodarze odzyskali inicjatywę dopiero w okolicy 70. minuty.

fot. Wojciech Czarnociński | widzew.com

Pięć minut później, wchodząc z ławki, swój 250. występ w Ekstraklasie zaliczył Michał Wiśniewski… to znaczy Bartłomiej Pawłowski. 32-letni napastnik próbował kilkukrotnie podwyższyć prowadzenie, lecz bezskutecznie. W ostatniej akcji bliski szczęścia był także debiutujący w barwach Widzewa Mariusz Fornalczyk, ale wynik 1:0 utrzymał się aż do końcowego gwizdka.

Wisła Płock 2:0 Korona Kielce

Udany powrót Nafciarzy do elity. Pokonali 11. zespół poprzedniego sezonu, choć warto dodać — grali ponad 40 minut z przewagą dwóch zawodników.

Wisła nie przeszła wielkiej przebudowy — pięciu nowych graczy, wszyscy zadebiutowali już w tej kolejce. Korona także postawiła na świeżą krew — trzech debiutantów od początku, trzech z ławki. Niestety, zmiany nie przyniosły Kielczanom większych korzyści.

Nowym kapitanem gości został Nono. I to właśnie on już na początku zaliczył agresywny faul po złym przyjęciu, co zakończyło się czerwoną kartką. Gospodarze ruszyli do ataku — w 16. minucie Pacheco zmusił Dziekońskiego do kapitalnej interwencji. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy Budnicki sfaulował rywala w polu karnym. Przewaga gospodarzy w końcu znalazła potwierdzenie w wyniku. Sekulski wykorzystał jedenastkę.

W 51. minucie Budnicki ponownie faulował Sekulskiego i zobaczył drugą żółtą kartkę. Nieco kontrowersyjna decyzja, ale faktem jest, że Korona grała już w dziewięciu. Gospodarze mieli wiele sytuacji, ale dopiero w 77. minucie Sekulski po podaniu Custovica swoim dubletem przypieczętował zwycięstwo.

GKS Katowice 0:1 Raków Częstochowa

W analizie przygotowań GKS-u pytałem, czy przeprowadzone transfery wystarczą, by powtórzyć sukces poprzedniego sezonu. Po pierwszym meczu wątpliwości tylko się pogłębiły. Załatać dziurę po Repce i Bejgerze będzie trudno.

fot. Raków Częstochowa | rakow.com

Raków, jako jedyny polski zespół z grających w europejskich pucharach, rozpoczął sezon solidnie. Nowi zawodnicy wypadli dobrze. Gospodarze wystawili pięciu debiutantów, goście – trzech.

Mecz rozpoczął się wyrównanie, ale z czasem przewagę zaczęli zyskiwać przyjezdni. Ameyaw i Brunes siali postrach, ale brakowało skuteczności i do przerwy było 0:0.

Po wznowieniu gry ta dwójka w końcu dopięła swego. Ameyaw zwiódł rywala, podał do Brunesa, a ten zwinnie obrócił się z piłką i strzelił lewą nogą do siatki. Raków potem spuścił z tonu. Najbliżej wywalczenia remisu był debiutujący Aleksander Buksa — efektowne przyjęcie i obrót, ale strzał obok słupka. Amorim miał szansę zamknąć mecz, ale minął się z piłką w sytuacji sam na sam z Kudłą. Raków wrócił z Katowic z kompletem punktów.

Górnik Zabrze 2:1 Lechia Gdańsk

W Zabrzu byliśmy świadkami otwartego i widowiskowego spotkania. Lechia Gdańsk ma swoje problemy w defensywie, ale jej formacja ofensywna potrafi napsuć krwi rywalom. Górnik Zabrze przyjął zaproszenie do wymiany ognia i przechylił szalę zwycięstwa na swoją stronę.

Na boisku pojawiło się wiele nowych twarzy. Już w pierwszej kolejce w barwach Górnika zadebiutowało pięciu piłkarzy. Wielu z nich pozostawiło po sobie bardzo dobre wrażenie — zwłaszcza Jarosław Kubicki. Po stronie gości mniej udane debiuty zanotowało czterech zawodników.

Spotkanie zaczęło się niemrawo i bez konkretów. Pierwsze wybudzenie z drzemki na stadionie Górnika nastąpiło dopiero po pół godzinie gry, gdy do groźnej sytuacji doszedł Tomasz Wójtowicz. Pobudziło to także piłkarzy gospodarzy, którzy w 33. minucie przeprowadzili groźną akcję. Strzał Tsirigotisa został zablokowany, ale piłka spadła pod nogi Kamila Lukoszka, który otworzył wynik spotkania. Pierwsza połowa upłynęła pod znakiem dominacji gospodarzy.

Po zmianie stron Lechia mocno pracowała nad zmianą wyniku. Pojedynki z Meną czy Antonem Tsarenką wygrywał jednak nowy bramkarz Zabrzan — Marcel Łubik. W 68. minucie ponownie wybity został strzał Tsirigotisa, a do dobitki dopadł Jarosław Kubicki, podwyższając prowadzenie. Przed końcowym gwizdkiem przyjezdni wywalczyli rzut karny. Do jedenastki podszedł kapitan Lechii, Rifet Kapić, i ustanowił wynik spotkania. Górnik jednak kontrolował mecz i zachował komplet punktów.

Motor Lublin 1:0 Arka Gdynia

Podopiecznym Dawida Szwargi na nic zdały się obserwacje przygotowań rywala z drona. Arka Gdynia zaprezentowała się zdecydowanie najgorzej z trójki beniaminków. W drużynie Motoru zadebiutowało trzech piłkarzy, a w drużynie gości — czterech. W obu przypadkach o sile zespołów nie stanowiła jednak świeża krew.

Motor Lublin (Accredito.com)

Mecz rozpoczął się względnie spokojnie, obie ekipy próbowały zagrozić bramce rywali. W 14. minucie Julien Célestine trafił do siatki, ale gol nie został uznany. Blisko szczęścia był później Motor, gdy po kapitalnym podaniu Palacza piłka trafiła do Mbaye Ndiaye — mimo sporego chaosu Węglarzowi udało się uspokoić sytuację. Z upływem czasu gospodarze nacierali coraz mocniej, jednak pierwsza połowa zakończyła się bez bramek.

Druga część spotkania rozpoczęła się od totalnej dominacji Motorowców. Przełożenie na wynik nastąpiło w 50. minucie, gdy po świetnej asyście Bartosza Wolskiego do siatki trafił Mbaye Ndiaye.

Motor Lublin (Accredito.com)

Drużyna gości nie była w stanie nawiązać równorzędnej walki i odpowiedzieć — znacznie bliżej niż wyrównania było podwyższenie wyniku przez gospodarzy. Fenomenalnym uderzeniem z dystansu w 78. minucie popisał się Krystian Palacz, lecz piłka odbiła się od poprzeczki metr przed linią bramkową. Skromne, ale w pełni zasłużone zwycięstwo Motoru.

Radomiak Radom 5:1 Pogoń Szczecin

Piękną klamrą spięto pierwszą kolejkę Ekstraklasy w tym sezonie. W ostatnim meczu także nie zabrakło sensacji — Radomiak Radom rozgromił szczecińską Pogoń.

fot. Jan Borys | https://rksradomiak.pl/

Wielu zmian personalnych dokonały oba kluby. Już na inaugurację w ekipie gospodarzy zadebiutowało pięciu piłkarzy, a po stronie przyjezdnych — czterech. Z nowych twarzy najlepiej zaprezentował się Jeremy Blasco, nowy obrońca Radomiaka.

Mimo roli gospodarza, to nie Radomiak był faworytem. I rzeczywiście, mocnym akcentem zaczęła Pogoń — Paul Mukairu uderzał z bliska, lecz trafił tylko w słupek. Później sporo szumu robił kluczowy duet Portowców — Kamil Grosicki i Efthymios Koulouris — ale brakowało odpowiedniego wykończenia. Zieloni wzięli sprawę we własne… nogi i w 35. minucie otworzyli wynik spotkania za sprawą bramki Capity. Zaledwie 5 minut później Pogoń była bliska wyrównania, lecz Mukairu ponownie zmarnował świetną okazję. Przebieg pierwszej połowy nie wskazywał na to, że czwarta siła minionego sezonu poniesie tak bolesną porażkę.

Drugą odsłonę mocnym akcentem rozpoczął Jeremy Blasco. Bruno Jordão zaliczył drugą asystę — tym razem z rzutu rożnego — a nowy obrońca Radomiaka pozostawił Cojocaru bez szans. W 56. minucie w końcu odpowiedziała Pogoń — Grosicki kolejny raz świetnie dograł do Koulourisa, a ten wreszcie trafił do siatki. Szybko odpowiedzieli jednak gospodarze. Raptem kilka minut później Jan Grzesik popisał się fenomenalnym wkręceniem piłki do bramki z bardzo trudnej pozycji.

fot. Jan Borys | https://rksradomiak.pl/

Pogoń próbowała nawiązać walkę. Na kwadrans przed końcem meczu Koulouris pokonał Majchrowicza strzałem głową, lecz bramka padła ze spalonego i nie została uznana. Kilka minut później poprawnie gola głową zdobył z kolei Maurides, któremu piłkę idealnie wrzucił Zie Ouattara. Portowcy zostali rozbici w drobny mak, a dobił ich — kompletując dublet — kapitan Radomiaka, Jan Grzesik. Wspaniałą piłkę nad obrońcami posłał mu Rafał Wolski.

Podsumowanie

Na inaugurację sezonu 2025/2026 emocji nie brakowało! Mecz Legii Warszawa z Piastem Gliwice został przełożony. Mimo, że mieliśmy osiem, a nie dziewięć spotkań w pierwszej kolejce, w nowych barwach zadebiutowało aż 63 zawodników! Ekstraklasa powróciła w pełnej krasie!

Wspieraj nas - udostępnij!

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *